Jodi Picoult - Karuzela uczuć

poniedziałek, 2 grudnia 2013

Opis:
 
Przez osiemnaście lat rodziny Harte`ów i Goldów mieszkały po sąsiedzku, dzieląc ze sobą wszystkie radości i smutki życia. Ich dzieci były nierozłączne od kołyski; Chris i Emily wychowywali się razem, a więź między nimi stawała się coraz silniejsza. Może nawet zbyt silna... Kiedy nocną ciszę w obu domach rozdarł dzwonek telefonu, nikt nie mógł pojąć straszliwej prawdy. Emily zmarła od kuli rewolwerowej, a ranny w głowę Chris trafił do szpitala. O tym, czy to było samobójstwo czy morderstwo, ma zdecydować sąd, ale nic nie przywróci dawnej przyjaźni między rodzicami obojga nastolatków.
 Empik.pl
 
Na twórczość Jodi Picoult trafiłam przypadkiem. Oczywiście, jak to w życiu bywa, przypadek miał konkretne imię, dlatego od razu dziękuję Gizmowej. ;) Za mną już kilka powieści Picoult, każda dała mi trochę do myślenia, czasem bardziej, czasem mniej, ale skupię się na ostatniej historii, którą przeczytałam.
 
Książki Picoult mają to do siebie, że czyta się je bardzo szybko i ciężko się od nich oderwać. No chyba, że tylko ja tak mam, ale trochę ciężko mi w to uwierzyć patrząc na opinie o autorce w internecie. Dosłownie połyka się jedną książkę za drugą i za każdym razem, gdy dociera się do ostatniej strony, czuje się lekki żal, no bo jak to? Już koniec? Ja, nawet gdy sięgnę po kolejny tytuł, cały czas mam wrażenie, że jeszcze jestem myślami w poprzedniej historii. Jakoś trudno tak szybko rozstać się z dopiero co poznanymi bohaterami i przestać o nich myśleć. A jest o czym...
 
W Karuzeli uczuć mamy do czynienia z dwiema bardzo silnie związanymi ze sobą rodzinami. Zarówno Harte'owie, jak i Goldowie, do pewnego momentu, wiedli idealne amerykańskie życie. Dobrze sytuowani, w miarę szczęśliwi w swoich małżeństwach, nie narzekający na swoje dzieci. Gdyby spojrzało się na nich z boku pewnie każdego ukłułaby delikatnie zazdrość. No bo w sumie czego można chcieć więcej? Stworzyli sobie życie o jakim niejeden z nas marzy, co więcej, ich dzieci realizowały krok po kroku to, co po cichu planowali od dnia ich narodzin. Do czasu...
 
Emily i Chris od pierwszych dni swojego życia byli nierozłączni, pod pewnymi względami zachowywali się jak bliźniaki, tak bardzo się ze sobą zżyli. Ze względu na przyjaźń ich matek wychowywali się razem i nawet ich rodzice czasem mieli problem z przypomnieniem sobie, że tylko jedno z nich jest ich dzieckiem. Byli jak brat i siostra, razem się śmiali, płakali, dokazywali. Jedno drugiemu powierzało swoje tajemnice, jedno nie wiedziało jak żyć bez tego drugiego. Ja nigdy nie miałam kogoś takiego przy sobie, nawet mając brata bliźniaka, i nie wiem jak można aż tak zżyć się z drugą osobą. Na szczęście każdy lekarz powie, że tego typu przywiązanie nie jest normalne więc chyba nie mam się czym przejmować. ;)
 
Emily i Chris dorastali razem dochodząc w końcu do momentu, gdy do głosu zaczęła dochodzić ich seksualność. Jak łatwo można się domyślić rodzice obojga wręcz przyklaskiwali ich "miłości". Jak więc miała postąpić dziewczyna widząc aprobatę najbliższych, rodzące się uczucie Chrisa i czując się w obowiązku trwać w ustalonej odgórnie roli? Brnęła w to dalej...
 
Nie potrafię sobie wyobrazić pójść z kimś do łóżka z obowiązku, kochać się czując, że to, co robię, jest złe i niemoralne. Nie wiem jak to jest dawać się dotykać i czuć do siebie obrzydzenie. Mimo wybujałej wyobraźni zwyczajnie nie wiem a to właśnie było codziennością Emily. Kochała Chrisa, ale jak brata i całując go, oddając mu się, za każdym razem miała wrażenie, że popełnia kazirodztwo. Do tego w tym wszystkim dochodziła długo skrywana tajemnica. Nie, tym razem nie gwałt, a obmacanie przez wyśmiewanego i brudnego pracownika restauracji. Tyle, że jeśli dorosła kobieta byłaby w stanie dojść jakoś po tym do siebie, to mała dziewczynka może po czymś takim bardzo ucierpieć. Emily nikomu o tym nie powiedziała, dusiła to w sobie aż w końcu zaczęło wszystko powoli z niej wychodzić. Niestety w wieku, który dla większość nastolatek jest trudny i gdy do głowy przychodzą najgłupsze pomysły.
 
Samobójstwo - najprostszy sposób na rozwiązanie wszelkich problemów. Po co walczyć z trudnościami losu, po co stawiać czoła wszelkim przeciwnościom? Przecież to takie proste skończyć z tym raz a porządnie... ;) Emily chciała pójść na łatwiznę, nie szukała pomocy, nawet nie brała pod uwagę, że mogłaby w inny sposób wszystko rozwiązać, z góry założyła, że albo musi tkwić w tym, co jej "przyszykowano", albo popełni samobójstwo. Co najlepsze - egoistycznie wciągnęła w to Chrisa, a w dodatku zmusiła do zabicia jej. 
 
W gruncie rzeczy o tym jest cała powieść - każdy rozdział zbliża nas do odpowiedzi na pytanie "zabił czy nie zabił"? Tylko czy to jest w tym najważniejsze? Ja sobie raczej zadaję pytanie jak można być aż taką egoistką i żądać czegoś takiego od ukochanej osoby? Chris początkowo widział cierpienie Emily i chciał jej pomóc, ale później, po wszystkim, dotarło do niego co on zrobił, co ona zrobił i, przede wszystkim, czego oboje nie zrobili.
 
Czytając książkę Picoult zastanawiałam się co zrobiłabym na miejscu Emily. Dziewczyna nie była w stanie skrzywdzić Chrisa przez przyznanie się do swoich prawdziwych uczuć, ale nie wzięła pod uwagę, jak wpłynie na niego jej śmierć, co się z nim stanie, gdy jej już nie będzie i kto poniesie odpowiedzialność za pociągnięcie za spust. Nie wiem czy ja bym o tym pomyślała, może też za wszelkę cenę chciałabym postawić na swoim? Chris zrobił to, co podpowiadało mu serce. Być może większość z nas powie, że głupio mu podpowiedziało, nie przeczę... Ale zrobił to, co uznał wtedy za słuszne.
 
Zabił czy nie? I w jaki sposób rozumiemy samo pojęcie zabójstwa? Chyba trafniej jest spytać "winny czy niewinny" i w ten sposób rozpatrywać całą sprawę?
 
I jeszcze jedna zagwozdka - co by się stało, gdyby Emily przyznała się w dzieciństwie, że była molestowana? Gdyby wtedy, w restauracji, wybiegła z toalety z płaczem krzycząc głośno o swojej krzywdzie? Może już wtedy przyjaźń między obiema rodzinami skończyłaby się, więź między Emily a Chrisem nie była tak mocna (czy raczej niezdrowa) i kilka lat później zamiast w sądzie spotkaliby się gdzieś na studiach i pomachali sobie nieśmiało?
 
Jak myślicie?

Recenzja bierze udział w wyzwaniu "Motyw zdrady w literaturze"
Recenzja bierze udział w wyzwaniu "Historia z trupem"

5 komentarze:

Gohaa pisze...

Mmmm, podoba mi się tutaj! A czy stary blog jeszcze istnieje?

Scoto pisze...

Nie, jest zablokowany. Wprawdzie pisze, że jest tylko dla zaproszonych, ale nie chcę całkowicie usuwać a inaczej nie da się go ukryć. :/

Gohaa pisze...

Rozumiem, sama czasem o tym myślę, ale na razie jeszcze chyba nie jestem na to gotowa:)
Tu też jest fajnie:)

Małgorzata Zaczytana pisze...

Do tej pory nie rozpoczęłam jeszcze przygody z twórczością tej pisarki, ale chyba powinnam... na blogach same pozytywne opinie, a i książki w moim klimacie :)

Scoto pisze...

Polecam, ja sięgnęłam po jej książki dzięki znajomej i nie żałowałam. :)

Prześlij komentarz