Rafał Dębski - Światło cieni

sobota, 26 kwietnia 2014

Literatura dostarcza nam niezliczoną ilość powieści o podróżowaniu w kosmosie, zasiedlaniu nowych planet i spotykaniu obcych. Rafał Dębski nie pisze o niczym nowym, ale sposób w jaki to robi przykuwa do stron. Przyznaję, jestem fanką serii Obcy, Grawitacja zrobiła na mnie wrażenie, inne filmy o podobnej tematyce również przyciągają moją uwagę, ale od książek do tej pory stroniłam. Nie było ku temu konkretnego powodu, ot, jakoś nie wydawało mi się, by lektura kosmicznych przygód mogła przyciągnąć moją uwagę. Nie jestem ekspertem jeżeli chodzi o techniczne szczegóły, nie wiem na ile przedstawiona terminologia pokrywa się z rzeczywistością, dlatego moja ocena będzie zwykłą opinią pana Kowalskiego.

Komandor Reuben nadzoruje wyprawą naukową na odległą planetę. Ich celem jest przede wszystkim sprawdzenie czy warunki pozwalają na jej zaludnienie. Jak do tej pory nigdy wcześniej ludzie nie spotkali obcej cywilizacji, również i ta planeta wydaje się niezamieszkana choć żołnierze zapuszczający się w teren po próbki widują dziwną mgłę. Niestety żadne urządzenia nie wykrywają nienaturalnych zjawisk, zarówno naukowcom, jak i samemu komandorowi trudno uwierzyć słowom żołnierzy. Mgle towarzyszy wzrost agresji wśród członków wyprawy, dowódca naukowców popełnia samobójstwa, dochodzi do bójek i kłótni, z każdym mijającym dniem jest coraz gorzej. Wreszcie komandor podejmuje decyzje i siłą zmusza wszystkich do odlotu z planety. Tu należy się wyjaśnienie, że przerwanie akcji wiązało się utratą premii, na która większość załogi liczyła.

Po jakimś czasie, w czasie powrotnego lotu, komandor Reuben zostaje wybudzony. Okazuje się, że komputer wcześniej dokonał podobnej operacji na innym członku załogi. Wbrew logice człowiek ten całkowicie cofnął się w rozwoju, ledwo chodził, nie mówił, lekarze później porównali stan jego umysłu do kilkumiesięcznego dziecka. Mimo badań, nie wiadomo było co się z nim stało. W tym samym czasie Reuben zaczął mieć przywidzenia i przesłyszenia, jak się okazało, coś - czego wcześniej ludzkość nie znała - dostał się na statek i planuje "uświadomić" całą ludzkość i włączyć ją w zbiorowy byt, do jakiego sam należy.
 
Przez całą powieść autor skupia się na komandorze, tak naprawdę chyba tylko jego postać jest dobrze opisana, wszyscy inni są tak delikatnie zarysowani, że wyobraźnia czytelnika ma naprawdę pole do popisu. Przyznaję, że nie przeszkadzało mi to, wręcz miało to swój urok. Reuben był człowiekiem bez swojego miejsca we wszechświecie. Cała jego rodzina zginęła, planeta, na której się wychował, została zniszczona, znajomi z dzieciństwa albo nie żyli, albo się od niego odwrócili. Komandor chciał czegoś więcej niż jego otoczenie, nie chciał osiąść na jednej planecie i w pocie czoła próbować ją ułaskawić, wbrew wszystkim i wszystkiemu dopiął swego i dostał się do floty. Tym, na co zwróciłam uwagę, była samotność. Reuben nie miał żony, dzieci, nawet gdyby chciał to mało która kobieta wytrzymałaby tak długie rozłąki. Ja bym się chyba nigdy nie zdecydowała na tego typu pracę, to zbyt duże poświęcenie, jednak latanie po kosmosie nigdy nie było moim marzeniem, może, gdybym naprawdę tego pragnęła, byłabym w stanie poświęcić wszystko inne?
 
Nie wiem jak bym się zachowała wiedząc, że mam na pokładzie obcego chcącego zaszkodzić ludzkości. Gdyby nikt z załogi mi nie wierzył i nawet nie chciał dopuścić do siebie myśli, że mówię prawdę. Reuben wiedział, że jakiekolwiek podejrzenie władz w stosunku do statku i załogi może oznaczać - w najlepszym razie - kilkumiesiączną bądź kilkuletnią kwarantannę, w najgorszym - śmierć. Trudno się zatem dziwić, że załoga nie chciała przyznać, że coś może być nie tak. W końcu niczego złego nie widzieli poza dziwnym zachowaniem komandora, ale to tłumaczyli sobie chorobą psychiczną i z tym chcieli walczyć. Pytanie kto wygrał? I czy Reuben zdołał zniszczyć statek zanim go obezwładnili i uśpili? Jesteście ciekawi?
 
W trakcie lektury, zwłaszcza na początku, możecie mieć wrażenie ciągnięcia się fabuły. Chyba dopiero w czasie lotu akcja zaczyna się na dobre rozkręcać, jednak musicie brać poprawkę, że cała książka jest utrzymana w podobnym klimacie. Nie każdemu może to odpowiadać, mnie to nie przeszkadzało. Nie wiem czy wszystkie tego typu powieści mają podobne przynudzające tendencje, może to kwestia przyzwyczajenia się? Muszę przecież brać poprawkę, że normalnie nie czytam książek o tej tematyce. Zasadniczo Wy też musicie zwrócić na to uwagę, moja opinia jest naprawdę opinią laika. "Nie wiem, nie znam się, nie orientuję się, zarobiony jestem. A w ogóle to wolna sobota jest"...
 
Powieść Rafała Dębskiego to całkiem niezły kawałek kosmicznej rozrywki. Nie spodziewałam się po niej niczego specjalnego, ale czytałam ją z przyjemnością do ostatniej strony. Polecam!

1 komentarze:

Unknown pisze...

Lektura w sam raz dla mnie. Z przyjemnością przeczytam ;)

Prześlij komentarz