Patrycja Żurek - Z poczwarek w motyle

sobota, 16 sierpnia 2014

Życie nie zawsze jest takie, jakie byśmy sobie wymarzyli. Po pierwsze - rodzinę się nie wybiera - prawda znana i stara jak świat. Po drugie - nic samo się nie zrobi - jeśli nie podwiniemy rękawy i nie ruszymy cztery litery nic nie osiągniemy, będziemy cały czas tkwili w jednym punkcie. Patrycja Żurek w swojej książce pokazuje, że jeśli się chce, można zmienić wszystko i nawet z największej tragedii może wyjść coś dobrego.

Z poczwarek w motyle to opowieść o dwóch kobietach - Zuzannie i Sylwii - przyjaciółkach, które przez lata utrzymywały ze sobą jedynie mailowy kontakt. Pierwsze spotkanie po latach pokazało ile przed sobą zataiły i jak bardzo rzeczywistość odbiega od wypisywanych peanów. Zuzanna po zamążpójściu i urodzeniu synka popadła w depresję. Pozostałości z dzieciństwa spędzonego w rodzicami alkoholikami i biedzie miały duży wpływ na jej myślenie, nie potrafiła sobie poradzić z własną psychiką. Ciężki poród również zrobił swoje i, mimo pomocy męża, trzy lata później chodziła zapuszczona po domu z wiecznymi migrenami. Historia Sylwii była trochę inna - po wyjeździe do Niemiec jako opiekunka do dzieci szybko przeżyła swoje pierwsze rozczarowanie - to, co miało się okazać fajną pracą, przeistoczyło się w koszmar. Długo przeżywała wspomnienie molestowania przez swojego pracodawcę i dopiero Andrew ją z tego wyciągnął. Wielka miłość rozbudziła w niej nadzieję na wspaniałą przyszłość, niestety i tu los chciał inaczej. W ósmym miesiącu ciąży straciła dziecko i dowiedziała, że już nigdy nie będzie miała szansy na kolejne. Choroba mamy przywiodła ją do Polski i wtedy zarówno ona, jak i Zuzanna, miały okazję skonfrontować czytane wcześniej maile. Obie myślały, że ta druga ma sielskie życie, obie się mocno zdziwiły...

W powieści poruszony jest temat śmierci i żałoby. Sylwia w ósmym miesiącu traci dziecko, przez kolejne miesiące przeżywa tragedie i nie potrafi sobie z tym poradzić. Mąż stara się jak może jej w tym pomóc, jednak jemu również trudno się z pogodzić i szuka ratunku w pracy. Dopiero będąc w Polsce powoli dochodzą do siebie, do Sylwii dociera, że nie można żyć przeszłością i oboje ustalają nowe plany na przyszłość. W tym czasie umiera chora na raka mama Sylwii. Mimo, że kobieta od miesięcy przygotowywała swoją rodzinę na ten moment wszyscy są w szoku. Siostry odwracają się od Sylwii, jej tata stara się żyć dalej, tak, jak pragnęła tego jego żona a ona sama porównuje śmierć mamy do straty nienarodzonej córki. W ciężkich chwilach pomaga jej Zuzanna, która jednocześnie stara się coś zrobić ze swoim życiem. Ciekawie jest przyglądać się jej przemianie, z zaniedbanej kury domowej, mającej wiecznie migrenę i nie mogącej sobie poradzić z pesymistycznymi myślami, stała się zadowoloną z siebie, pełną energii i pomysłów na życie, zaradną mamą. Mimo, że jej mąż okazał się inny niż do tej pory myślała, przetrwała w swoich postanowieniach. Naprawdę przyjemnie było o tym czytać. 

Duże znaczenie w tym, jak bohaterki ułożyły sobie życie i założyły rodziny, autorka przypisała ich dzieciństwu i wychowaniu. Nie dziwi mnie to. Sama na własnym przykładzie widzę, jak to, co się wyniosło z domu, oddziałuje na człowieka. W powieści zresztą widać też to było przy śmierci mamy Sylwii i wspomnieniu utracenia rodziców przez Zuzannę. Podczas, gdy jedna bardzo to przeżyła, druga przyjęła śmierć z ulgą. Zwróciłam też uwagę na uczucia, które łączyły Zuzannę oraz Sylwię z ich mężami. Jak bardzo można się pomylić w stosunku do drugiego człowieka i jak związek funkcjonuje, gdy obie strony potrafią pójść na kompromisy w pewnych sprawach. Z poczwarek w motyle zwraca uwagę na wiele rzeczy, z pewnością każdy znajdzie coś interesującego dla siebie.

Powieść zawiera sporo wulgaryzmów i scen erotycznych, które - mnie osobiście - nie przeszkadzały, wręcz przeciwnie, podobały mi się bo nie wydawały się sztuczne i śmieszne, jednak nie każdy lubi czytać tego typu rzeczy.  Każdy rozdział był pisany z innego punktu widzenia - Zuzanny, Sylwii czy Katarzyny - ja jestem przyzwyczajona do takiej narracji, natomiast znam osoby, dla których to największy czytelniczy horror. Myślę, że książka zyskałaby, gdyby autorka wprowadziła jednego narratora. Minusem były zdecydowanie literówki, czasami dość mocno mnie drażniły, jestem zdolna wybaczyć okazjonalne błędy, lecz tym razem było ich zwyczajnie za dużo... Poza tym powieść mi się podobała, postaci pod względem charakteru były bardzo dobrze zarysowane, można się przyczepić do opisu ich wyglądu, tu trzeba było zdać się trochę na swoją wyobraźnię. Dialogi wydały mi się troszeczkę nierealne, były momenty, że bohater gadał i gadał, jakby chciał stworzyć epopeję w jednej wypowiedzi... Choć bardziej mnie to śmieszyło niż przeszkadzało.

Patrycja Żurek pokazuje w swojej powieści życie, po prostu, nie tylko dobre strony, ale i złe. Udowadnia nam na przykładzie Zuzanny i Sylwii, że nawet z największej tragedii można się podnieść, coś zrobić, że pogrążanie się w żalu do niczego nie zmierza. Nawet jeśli każdy nadchodzący dzień wydaje się nam identyczny, jak poprzedni, i nic sobą nie wnoszący, możemy to zmienić, jeśli nie sami, to przy pomocy bliskich nam osób. Z poczwarek w motyle to dobra powieść, wzruszająca, życiowa, zapadająca w pamięć. Na mnie zrobiła wrażenie, choć nie wiem na ile miały tu znaczenie szalejące u mnie przez ciąże hormony. W każdym razie powieść polecam, warto po nią sięgnąć.


Za książkę dziękuję organizatorom akcji Polacy nie gęsi i swoich autorów mają.

2 komentarze:

Chabrowa pisze...

Lubię takie życiowe powieści. Będzie trzeba jej poszukać, piękną recenzję napisałaś :)

Scoto pisze...

Dziękuję :)

Prześlij komentarz