Rafał Bąk - Ab ovo

poniedziałek, 18 sierpnia 2014

Rafał Bąk porusza w swojej powieści jeden z ciekawszych motywów w kulturze, mianowicie przenosiny w czasie. Nie zliczę z iloma powieściami i filmami miałam do czynienia, w których główny bohater przenosił się w przeszłość bądź w przyszłość... I nie napiszę kiedy mi się to znudzi bowiem nie zależy to od użytego motywu a sposobu jego wykorzystania. W Ab ovo wszystko było tak, jak być powinno, to znaczy: przenosiny były, mały element zaskoczenia był, barwne postaci również i sporo humoru - czegóż mogłabym chcieć więcej?

Jan Sum z zawodu jest tatuażystą, w życiu mężem, ojcem i leczącym się alkoholikiem. Można powiedzieć, że nic go nie wyróżnia z tłumu jemu podobnych, stara się jak może żyć i daje żyć innym. W chwili, gdy go poznajemy od jakiegoś czasu ma manię aniołowo-diaboliczną. Zamówienia klientów nie pomagają, bowiem co chwila ktoś sobie życzy mieć wytatuowanego jednego lub drugiego przedstawiciela zaświatów. Pewnej niedzieli postanawia przejechać się do pobliskiego małego kościółka i pomodlić, ma nadzieję, że go to trochę wyciszy, jednak zamiast tego dostaje coś bardzo odmiennego - ta decyzja kosztuje go spędzenie kilku miesięcy w innych czasach i przeżycie największej przygody życia.

W pierwszym momencie pomyślałam, że powieść powinna być zabawna. Rzadko udaje się autorowi zachować powagę przenosząc człowieka współczesnego, dość wyluzowanego na co dzień, w czasy odległe... No chyba, że dany jegomość od razu zostaje zabity lub w inny sposób unieszkodliwiony. W przypadku Jana oczywiście nic takiego nie miało miejsca a moje domysły potwierdził się. Rafał Bąk dostarczył mi sporo rozrywki, może humor nie należy do zbyt wyszukanych, ale wystarczył żebym się pośmiała.

Jan Sum dość szybko uzmysławia sobie, że nie do końca jest tam, gdzie być powinien. Trochę inny krajobraz, jeździec na koniu, brak jego samochodu - to wszystko uświadamia mu, że coś jest nie tak. Napotkany nieznajomy, który szybko okazał się aniołem, wyjaśnia mu dlaczego został przeniesiony w czasie i dość oszczędnie poinformował co ma dalej robić. W zasadzie można powiedzieć, że Jan wiedział tyle co nic, dostał drewniany krzyżyk, ówczesne ubranie, konia i dobre słowo na drogę. Później okazało się, że miał misję do spełnienia, anielsko-diabelską. Podobało mi się, że autor nie od razu przedstawił zadania, jakie miał do wykonania główny bohater, dzięki temu powieść nie znudziła mnie i chciałam czytać dalej.

Od samego początku Jan miał wiele szczęścia. Nie zginął zaraz za pierwszym drzewem, znalazł towarzyszy dalszej podróży, którzy byli na tyle sympatyczni, że nie pytali o nic i powoli zaczynał pojmować co dokładnie ma zrobić. Tego oczywiście wam nie zdradzę, wspomnę jedynie, że realizując anielsko-diabelską misję Jan - później zwany Rybą - przebył sporą część Europy konno oraz statkami. Poznał kilka ciekawych osób i przeżył szereg przygód. W tym czasie również się zmienił, wcześniej nie był w stanie nikogo skrzywdzić, po kilku tygodniach w średniowieczu miał na koncie pierwsze zabójstwo. Udało mu się zachować abstynencję alkoholową (seksualną zresztą też bo i pokusy były), nacieszyć oczy nieskalaną przyrodą, nauczyć konnej jazdy oraz zatęsknić za rodziną. 

Rok 1410, ten konkretny chyba każdy Polak ma w pamięci, a ściślej konkretne wydarzenie - bitwę pod Grunwaldem. Przyznaję, że czytając powieść nie domyśliłam się, że prędzej czy później Ryba trafi na jej pole i będzie walczył. No, może walczył nie do końca, ale z pewnością będzie jej świadkiem i nawet porozmawia z Jagiełłą! Tu również rozegra się finał powieści, odrobinę mnie rozczarował, spodziewałam się czegoś mocniejszego, bardziej spektakularnego a wyszło takie - delikatnie pisząc - byle co. Cóż, nie można mieć wszystkiego... Za to dawno nie miałam tak, by wraz z ostatnią stroną mieć poczucie dosytu. Częściej zdarzał się niedosyt czy nawet przesyt a w przypadku Ab ovo wszystkiego było w sam raz. 

Żeby nie było, że wszystko jest cacy... Ryba, jak to facet, miał swoje zainteresowania, które zostały opisane w powieści. W ten sposób można się było dowiedzieć co nieco o średniowieczu - mnie osobiście to trochę nudziło, szczególnie opisy okrętów, do przedstawionych walk raczej nie mogę się przyczepić bo ciężko napisać tego typu powieść bez nich... Jednak do poruszanych tematów już mogę... Nie mam nic przeciwko wpleceniu kilku uwag o współczesności, ale długie dygresje o alkoholizmie, eutanazji czy aborcji było przesadą. Powieść miała bawić, być rozrywką a nie narzucać światopogląd. W tym przypadku daję wielkiego minusa. Plusem natomiast może być wydanie Ab ovo. Od pierwszego momentu moją uwagę przykuła okładka oraz zawarte w środku, autorskie, rysunki. I jedno, i drugie, świetnie pasuje do treści powieści i nie jest zbyt nachalne. Okładka należy do tych bardziej oszczędnych, jednak to jest dokładnie to, co lubię.

Reasumując - Ab ovo to powieść fantasy mogąca dostarczyć sporo niezłej rozrywki. Nie jest to coś, co zaproponowałabym nastolatkom, jednak dorosły czytelnik powinien być zadowolony z lektury. Jak każda niemal książka i ta ma swoje plusy i minusy, ale w ostatecznym rozrachunku jestem na tak. Jeśli macie ochotę przenieść się na chwilę do średniowiecza - polecam.


Za książkę dziękuję portalowi  Sztukater:

1 komentarze:

Chabrowa pisze...

Podróże w czasie to zawsze ciekawy temat, skuszę się :)

Prześlij komentarz