Adam Ross - Ciemna strona małżeństwa

wtorek, 14 października 2014

Wychodząc za mąż nigdy nie mówiłam, że wiem na co się piszę i że doskonale znam przyszłego poślubionego. Jestem realistką i wiem, że tak samo jak ja, tak i on, będzie ulegał ciągłym metamorfozom. Nie mam tu oczywiście na myśli jego wyglądu, ale charakter. Z czasem wychodzą na światło dzienne różne, czasem dziwne, cechy charakteru, tworzą się nawyki (niekoniecznie akceptowane przez drugą osobę) a nasz sposób myślenia ulega zmianom po wpływem napływających zewsząd bodźców. To normalne i równie normalne jest, że przez to wszystko małżeństwo zyskuje lub traci. Nie każdy jest w stanie ścierpieć nagle rozbudzoną pedanterię męża lub zrzędliwość żony. Nie każdy też umie sobie poradzić z przeżytą tragedią albo niespełnionymi marzeniami. To jest życie - i o tym właśnie pisze Adam Ross w swoim debiucie.

Ciemna strona małżeństwa opowiada o losach trzech par. Początkowo wydaje się, że nic ich ze sobą nie łączy, z każdą kolejną stroną zauważamy jednak, iż jest inaczej. Historie małżeństw poznajemy głównie z punktu widzenia mężczyzn, miałam wrażenie, że sposób przedstawienia żon ma za zadanie zwrócić uwagę na najgorsze cechy kobiety i wytłumaczyć odwieczne niezrozumienie ich działań przez mężów. Myślę, że inaczej bym odebrała całość, gdyby to kobiety opowiadały o ich życiu, zapewne wtedy ich spojrzenie na mężów wydawałoby mi się niesprawiedliwe... Losy mężczyzn zazębiają się w trakcie śledztwa dotyczącego śmierci żony jednego z nich. W trakcie szukania odpowiedzi czy kobieta popełniła samobójstwo, czy jednak została zamordowana, zapoznajemy się z małżeńską historią trzech par. Wspomnienia mężczyzn są w taki sposób opisane, by czytelnik sam mógł ocenić poszczególne sceny i wyrobić sobie zdanie o ich bohaterach. Z pewnością, w zależności od płci, każdy będzie miał inne przemyślenia.

David Pepin tworzył gry komputerowe, jego żona była nauczycielką, oboje mieli podobne charaktery, stronili trochę od ludzi, ale ze sobą świetnie się dogadywali. Przynajmniej dopóki nie zaczęli się starać o dziecko i nie okazało się, że Alice nie mogła donosić ciąży i po trzech poronieniach dała za wygraną. Kobieta miała problem z nadwagą, mimo wielu prób i diet nie była w stanie pokonać własnych słabości. David kochał ją bez względu na jej wagę choć z nadwagą nawet bardziej, gdyż czuł się dzięki temu bezpieczniejszy. Wiedział, że w grubej Alice mało kto zobaczy atrakcyjną kobietę, był więc pewien, że od niego nie odejdzie. Alice tyła dopóki nie trafiła do szpitala, to wydarzenie stało się dla niej punktem przełomowym. Zmieniła całe swoje życie skupiając się tylko na sobie, wyjechała na kilka miesięcy a gdy wróciła, zmieniona, odchudzona, pewna siebie i własnych wartości, została zamordowana. Perfidia losu? David początkowo nie brał na poważnie jej starań, nie przeszkadzało mu, że żona nie daje znaku życia, po kilku miesiącach jednak nie wytrzymał i wynajął prywatnego detektywa - człowieka, który okazał się być również mordercą. Może nic by z tego nie wynikło, gdyby nie pisana ukradkiem książka Davida, w której raz po raz, systematycznie morduje Alice. Wynajęty detektyw okazał się mieć inne zamiary niż David przypuszczał, oczywiście miał zamiar wypełnić zlecenie i odnaleźć Alice, ale za punkt honoru najwyraźniej przyjął dokończenie książki zleceniodawcy... Niestety, w taki sposób, w jaki on uzna za stosowne. Pytanie jednak - czy chęć dokończenia powieści rzeczywiście przerodzi się w morderstwo?

Doktor Sam Sheppard miał wszystko - piękną żonę, ciekawego świata synka, dom nad jeziorem i satysfakcjonującą go pracę. Jak to zwykle bywa wszystko to nie wystarczało mężczyźnie i co jakiś czas urozmaicał sobie życie nową kochanką. Marylin miała tego momentami dość, ale mimo wszystko trwała u jego boku. Doszło jednak do momentu, gdy Sam się zmienił, stał przykładnym mężem i ojcem, jednak wtedy Marylin została zamordowana. Głównym podejrzanym został jej mąż i minęło wiele lat zanim sąd go uniewinnił, choć tak naprawdę nikt do końca nie był pewny czy faktycznie nie zabił żony. Przedstawiona historia - tym razem nie tylko z punktu widzenia męża, ale i innych osób, wydaje się dawać rozwiązanie zagadki, ale i jeszcze bardziej ją gmatwa. Ciężko odpowiedzieć sobie na pytanie, kto faktycznie zabił Marylin. Pytanie - w co uwierzy czytelnik?

Detektyw Ward Hastroll pewnego dnia został poinformowany przez żonę, że ta nie ma zamiaru wstać z łóżka. Mijały dni, tygodnie, miesiące a Hannah cały czas tkwiła w sypialni. Próbowała coś udowodnić mężowi, ale ten okazał się wyjątkowo oporny na sugestie. Ward na wszystkie znane mu sposoby starał się ją zmusić do opuszczenia łóżka, jednak nadaremno. Przeprosiny, błagania, groźby, głodzenie - nic nie skutkowało. Przyznaję, że ta małżeńska historia była najzabawniejsza z całej powieści. Nigdy nie przyszłoby mi do głowy dawać w ten sposób komukolwiek nauczkę, jednak nie przez samą metodę, co jej konsekwencje - nie wytrzymałabym tyle w łóżku. Oczywiście wszystko ma swój koniec - pytanie - jaki jest w tym przypadku?

Wszystkich trzech mężczyzn połączyło śledztwo, jednak tylko czytelnik ma pełny wgląd w historie ich życia. Oni o sobie nawzajem wiedzą tyle, ile każda inna osoba o kimś obcym. Mimo, iż książka miała być kryminałem, dla mnie to raczej powieść psychologiczna przedstawiająca obraz normalnego małżeństwa. Pisząc normalnego, mam na myśli nie sielankowe pożycie, jakie czasami niektórzy przedstawiają bądź kreślą w swojej wyobraźni, mając nadzieję, że tak to właśnie wygląda. Adam Ross przedstawił fakty, związek, w którym oprócz dobrych rzeczy dzieją się też te złe, gdzie jest zarówno pasja jak i nuda, miłość i nienawiść, gdzie po prostu mamy do czynienia z dwojgiem ludzi o różnych charakterach.

Nie byłabym sobą, gdybym nie szukała minusów w książce, ale mam z tym problem. To, co dla innych mogłoby być wadą - choćby użyte wulgaryzmy - dla mnie było częścią powieści, bez której całość mogłaby wyjść nijaka. Książka mi się podobała, naprawdę, biorąc pod uwagę, że jest to debiut to jestem pod wielkim wrażeniem. Rzadko mi się zdarza by skończyła lekturę i pozazdrościła pisarzowi jej napisania. W tym przypadku tak było. Czytając Ciemną stronę małżeństwa śmiałam się do męża, że może sama zacznę spisywać metody mordowania, może niekoniecznie jego, ale kogoś innego? Ot tak, dla rozładowania i rozluźnienia. To było w żartach, później, wraz z ostatnią stroną, przyszła refleksja - jak inni widzą nasze małżeństwo? Jak ja widzę związek sąsiadów, znajomych, kogoś z rodziny? Ile prawdy pokazują na zewnątrz, a ile chowają w sobie? Ciekawe... Nie wiem jak innym, ale mnie debiut Adama Rossa bardzo przypadł do gustu.

Ciemna strona małżeństwa to dobra powieść psychologiczna z elementami kryminału. To książka, która zmusza do skupienia się nad jej treścią a nie powierzchownym jej liźnięciu. To historia jaką lubię, z ciekawymi bohaterami, interesującymi zwrotami akcji, z czymś, co może przydarzyć się każdemu... Jeśli macie ochotę na tego typu lekturę - polecam bo warto.




Za książkę dziękuję portalowi  Sztukater:

2 komentarze:

Chabrowa pisze...

Na początku mnie nie ciekawiła, ale po przeczytaniu całej recenzji wiem, że muszę jej poszukać :)

Scoto pisze...

Polecam, mnie wciągnęła od pierwszych stron. :)

Prześlij komentarz