Książka Leszka Konopskiego mocno mnie zaskoczyła... Spodziewałam się powieści historycznej, historii o alchemiku próbującym zmienić ołów w złoto, o jego eksperymentach, ewentualnie walce z niezbyt wyrozumiałymi sąsiadami. Zamiast tego dostałam ciekawą bajkę o kamieniu filozoficznym, diable Łakocie, pakcie z nim i - w co może trudno uwierzyć - podróżach w czasie. Przyznaję, że początkowo odrobinę zmuszałam się do czytania, ale z każdą kolejną stroną chciałam więcej... Alchemik z Hagi to nie powieść historyczna lecz fantastyka osadzona w XVII wieku. W trakcie lektury miałam wrażenie, że sama przeniosłam się w czasie i wróciłam do dzieciństwa, kiedy to zaczytywałam się w baśniach i legendach. Może przez to jeszcze, na samą myśl o książce Leszka Konopskiego, uśmiecham się sama do siebie?
Powieść opiera się na odwiecznym poszukiwaniu kamienia filozoficznego, Dirk Woensdrecht od lat próbuje zmienić ołów w złoto, jednak, jak można się domyślić, z marnym efektem. W skutek jego eksperymentów i konszachtów z diabłem musi uciekać z Delfty i osiąść w Hadze. Tam podpisuje cyrograf i dzięki właściwościom kamienia filozoficznego zaczyna produkcję drogocennego kruszcu. Umowa z diabłem ma jednak minusy wypisane drobnym druczkiem, sporą część złota Dirk musi oddać Łakocie, co po kilku miesiącach udaje mu się w końcu zrobić, i na tym być może by się skończyło, gdy nie obietnica oddania diabłu swojej córki... Jeszcze nie narodzonej, ale będącej w "drodze". Wszystko jednak dobrze się kończy, Łakota zostaje przepędzony a alchemik wraz z żoną jesień życia spędza... w XXI wieku. Zdziwieni?
Leszek Konopski wpadł na ciekawy sposób wykorzystania kamienia filozoficznego - wymyślił bowiem, że posiada on zdolność przenoszenia w czasie. Dzięki temu Dirk trafia do współczesności, szybko się przystosowuje do XXI wieku, ba!, wręcz się zadomawia w nowej rzeczywistości i nie ma zamiaru wracać do "siebie". Co ciekawe, pod koniec książki poznajemy jeszcze jednego bohatera, współczesnego nabywcy starego domu Dirka, który przypadkiem trafia do XVII wieku. Na szczęście wszystko dobrze się kończy i nikt na tym nie cierpi. Początkowo zdziwił mnie taki rozwój akcji, jednak szybko zauważyłam, że czyta mi się tę część powieść lepiej niż poprzednią i zaczęłam żałować, że autor nie rozwinął tego wątku bardziej.
Alchemik z Hagi nie jest do końca spójny, kilka razy w trakcie
lektury miałam wrażenie, że historia dobiega końca, ale to tylko jeden z
wątków był zamykany. Momentami wprawiało mnie to w konsternację, nie
przeszkadzało wprawdzie w odbiorze całości, jednak wrażenie, że co
rozdział zaczynało się na nowo książkę było odrobinę dziwne. Po raz
pierwszy się z czymś takim spotkałam i naprawdę wolę płynne
przechodzenie z jednego wątku do kolejnego niż coś takiego... Nie wiem
czy tylko ja miałam takie wrażenie?
Muszę zwrócić uwagę na postaci przedstawione w Alchemiku. Zarówno te pierwszo-, jak i
drugoplanowe, są opisane barwnie i zwracają na siebie uwagę. Nawet kot
wywołał u mnie sympatię, mimo, że był zwykłym dachowcem. Leszek Konopski
postarał się o stylizowane na XVII wiek wypowiedzi bohaterów, widać to
szczególnie w osadzonych we współczesności scenach, gdzie dochodzi do -
momentami - komicznych dialogów. Przeszkadzało mi jednak "gościnne" obchodzenie się z niektórymi postaciami, np. córką Dirka. Dziewczyna była dość szczegółowo opisana, miałam wrażenie, że na dłużej zagości w powieści a można napisać, że pojawiła się się równie szybko, co zniknęła.
Alchemik z Hagi jest czymś, na co warto zerknąć w wolnym czasie. Powieść czyta się bardzo przyjemnie, potrafi zaskoczyć i zwraca uwagę pewnymi swoimi elementami. Z pewnością nie poleciłabym jej osobom lubiącym typowo historyczne książki, jednak dla każdego lubującego się w obsadzonej w dawnych czasach fantastyce to będzie nie lada gratka.
0 komentarze:
Prześlij komentarz