Ransom Riggs - Osobliwy dom pani Peregrine

wtorek, 25 marca 2014

Przyznaję, że napaliłam się jak głupia na tę książkę, miała być "dziwaczna i ekscentryczna", miałam nadzieję, że to będzie coś, że wsiąknę w historię i się zatracę. Mogłoby tak być, naprawdę, tak do połowy powieści miałam wrażenie, że inaczej być nie może, ale wtedy nadszedł szybki koniec i wielkie rozczarowanie.Pierwsze strony książki raczą nas piękną historią o relacjach między dziadkiem a wnukiem, chciałabym żeby mój kontakt z seniorem rodu tak wyglądał - ciekawe historie, tajemnice, dogadywanie się, wzajemne dbanie o siebie - tylko pozazdrościć. Jacob kochał swojego dziadka i był z nim do ostatniej chwili, dosłownie, staruszek zmarł na jego rękach szepcząc ostatnią prośbę. Od tego rozpoczyna się przygoda chłopca.
 
Gwałtowna śmierć bliskiej osoby i podejrzenie, że widziało się potwora z opowieści dziadka nie wpłynęły dobrze na psychikę Jacoba. Delikatnie pisząc, pomyślał, że zwariował, rodzice wysłali go do psychologa i wszystko może skończyłoby się terapią i lekami, gdyby nie przypadkowy list. Jacob zrozumiał, że dziadek go nie oszukał, prośba nie była przedśmiertnym majaczeniem i jak najbardziej miał coś do wykonania, miał swój cel.
 
Rodzina Jacoba była bogata więc chłopak nie miał problemu, żeby polecieć na kilka tygodni na walijską wysepkę. Wraz z nim poleciał jego ojciec z zamiarem zapisania książki o ptakach, niby to miało być przy okazji i miał pilnować syna, jednak - jak to często bywa - nic mu z tego nie wyszło. Swoją drogą to fascynujące - dorosły facet latający z lornetką i podglądający ptaki...
 
Szybko okazuje się, że poszukiwana pani Peregrine żyje, niesamowite dzieci z fotografii dziadka również i rzeczywiście są tak osobliwe, jak wynikało z opisów. Co najciekawsze, żyją w wiecznym dniu 3 września 1940 roku, pętli czasu, która ma ochronić ich przez wojną oraz potworami. W pierwszym momencie pomyślałam, że to ciekawe rozwiązanie na zapewnienie sobie nieśmiertelności, szybko jednak zrozumiałam, że każda róża ma kolce, ta również... Wyobrażacie sobie, jak to jest żyć w jednym i tym samym dniu? Na dworze panuje ta sama pogoda, ci sami ludzie robią te same czynności. Nic i nikt się nie zmienia, my sami też - mimo, że teoretycznie latka nam lecą to w praktyce wyglądamy ciągle tak samo. Nasze uczucia mogą ulec zmianie, możemy kogoś polubić lub znienawidzić, możemy się zakochać, możemy nawet wziąć ślub, ale to wszystko. Nie zestarzejemy się, nie będziemy mieli dzieci, cały czas będziemy ograniczeni przez pętle. Jeśli wyjdziemy z niej - nasze ciało zestarzeje się. Na początku, gdy będziemy w pętli rok czy dwa, nawet dziesięć lat, to nie będzie problem... Jednak po stu latach obrócimy się w proch - niezbyt miła perspektywa?
 
Jacob poznaje historię życia swojego dziadka, odkrywa tajemnice pani Peregrine i jej podopiecznych, tzw. osobliwców, przekonuje się, że sam nie jest takim zwyczajnym chłopakiem, za jakiego się uważał i jest jednym z nich. Po jakimś czasie staje przed dylematem - dołączyć do pętli czy zostać w prawdziwym świecie? Po jednej stronie jest dziewczyna, którą pokochał, po drugiej rodzice, którzy go nie rozumieją...
 
Ta historia mogłaby być naprawdę fajna, ale brakowało mi doprecyzowania, w jaki sposób osobliwcy walczyli z potworami, tylko się chowali czy jednak mieli jakąś strategię? Nie chce mi się wierzyć, że siedzieli w swoich pętlach i nic nie robili, dziadek Jacoba walczył - a inni? Z takimi mocami nie byli przecież bezbronni a dawali się zabijać, jeden po drugim. Poza tym jest kwestia ingerowania w rozgrywające się wydarzenia, dzieci z wyspy robiły co chciały, nie zwracały uwagi, jakie to może mieć skutki w przyszłości - pytanie czy były w ogóle? Chyba nie do końca załapałam o co chodzi z tymi całymi pętlami, coś jakby dzień świstaka? Bo wtedy to miałoby jeszcze jakiś sens, w przeciwnym wypadku - niespecjalnie. No i beznadziejne zakończenie... Pętla uległa załamaniu, wcześniej było to określane jako katastrofa, a tu nagle dzieciaki jakby nigdy nic popłynęły sobie w świat... Aż śmieszne. Zakończenie sugeruje pojawienie się drugiego tomu... Może w nim coś by się wyjaśniło?
 
Dużego plusa przyznaję pięknemu wydaniu książki, ciekawa okładka (choć oryginał bardziej mi się podoba) i cudne zdjęcia w środku bardzo zachęcają do sięgnięcia po powieść. Nawet za bardzo bo przez to historia jeszcze bardziej rozczarowuje. Przynajmniej mnie... Czy polecam? Mimo wszystko - niespecjalnie...

Recenzja bierze udział w wyzwaniu "Historia z trupem"

0 komentarze:

Prześlij komentarz