Bartłomiej Bohrer - Mam dziecko z feministką

środa, 18 czerwca 2014

Wybór tej książki był dość prosty, raz - ze względu mój obecny stan, dwa - liczyłam na coś "lekkiego" i trzy - chciałam się pośmiać. Powieść okazała się fajną "poczytajką", pod tym względem nie zawiodłam się, jednak trudno powiedzieć, by była to humorystyczna historia. Momentami miałam wrażenie, że Bartłomiej Bohrer opisał przeżycia zwyczajnej pary, nie do końca zgranej, różniącej się poglądami i nie umiejącej rozmawiać. Tak, to jedna z tych historii, takich z "życia wziętych".

On - do pewnego momentu zaliczający dziewczyny i traktujący je przedmioto nie wiedział co to w ogóle znaczy "zakochać się" i "kochać". Wcześniej nie widział się w roli męża i ojca, nawet nie wyobrażał sobie, że będzie w stanie wytrwać w monogamicznym związku. Jako dziennikarz pracował cały czas na zlecenie, nie miał normowanych godzin pracy, można powiedzieć, że naprawdę kiepski był z niego kandydat na życiowego partnera. Sam z resztą nie szukał szczęścia u żadnej dziewczyny dopóki nie poznał jej...

"- Tę brudną wziąłem dla siebie, a Tobie dałem czystą. Rozumiesz? Kocham cię bardziej niż siebie."

 
Ona - zagorzała feministka studiująca gender, antydzieciowa do granic możliwości. Powoli próbuje swoich sił w dziennikarstwie i jednocześnie kończy studia. Wcześniej była już w stałych związkach więc to, co się powoli układa między nią a nim, nie dziwi jej za bardzo. Zaskakuje ją natomiast zmiana jej charakteru, robi rzeczy o które wcześniej by się nie podejrzewała.

"-... Weszłam w rolę kobiety w stylu retro. I to bez bólu. Czy to na pewno rozwój? Czy może mam jakieś skoki hormonalne? Albo raka mózgu? Albo się starzeję?"

 
Oni - oboje są zaskoczeni rodzącym się między nimi uczuciem. Ona może mniej, on zdecydowanie bardziej. Wszystko się zmienia, to, co wcześniej uznawali za pewnik, z czasem zaczęło nabierać innego znaczenia. Dość szybko uświadamiają sobie, że "coś jest". On powiedział pierwszy "kocham", gdy zorientował się, że przedkłada jej dobro nad swoje - test kanapki z podłogi zdała pozytywnie. Ona jeszcze się wahała, ale gdy zaczęła mu gotowac obiady, myć buty i znosić kwiatki do mieszkania skapitulowała. Można powiedzieć, że początek ich związku jest dość zabawny, gwałtowny, szybki, z odrobina kompromisów.
 
"Przed ślubem patrz na pannę szeroko otwartymi oczami, a poślubię przez palce."

 
Oczywiście żadne z nich nie stosowało się do tej zasady, zresztą - kto się stosuje? Ja wprawdzie widziałam wady swojego - wówczas jeszcze przyszłego - męża, ale w pełni mi one odpowiadały. U nich było podobnie, każda przywara była komentowana żartem i stemplowana uśmiechem. Wiadomo - z czasem pewne rzeczy zaczynają przeszkadzać, często parom udaje się dojść do kompromisu, jakoś się docierają, jednak w ich przypadku jej było ciężko pogodzić się z nową rolą i jego wymaganiami. Ciąża sprawiła, że różnice charakterów i odmienne poglądy zaczęły zagrażać ich związkowi. Mimo wszystko doszło do małżeństwa, dziewczynka się urodziła i... wszystko inne powoli staczało się po równi pochyłej. Mogę spokojnie napisać, że gdyby nie ona, jej "będę na nie" to może by coś z tego było. Może... Bo gdyby on jednak wziął pod uwagę jej uczucia i nie mówił tylko co powinna a czego nie... Cóż, los czasem bywa przewrotny, ale szkoda mi było jego.

Powieść czyta się szybko i przyjemnie, ale nie obyło się bez minusów. W skrócie - widać, że książkę pisał mężczyzna i raczej nie miał do czynienia z ciężarną. Chyba, cuda się zdarzają, ale w życiu nie słyszałam, by jakakolwiek kobieta była w stanie - i miała ochotę! - na seks kilka dni po porodzie. Jakoś mi się to w głowie nie mieści. Poza tym oczywiście nie podobał mi się sposób przedstawienia głównej bohaterki, może miała wyjść na skończoną egoistkę i dzieciucha, a może to tylko moje wyobrażenia? Mężczyzna był pięknie wybielony z wszelkich wad, jego przemiana z lekkoducha w porządnego męża i ojca zasługiwała wręcz na nagrodę, ale jeśli się dobrze przyjrzało widać było jego błędy. Swoją drogą łatwo mówić o błędach, gdy się patrzy na czyjś związek z boku, natomiast, gdy się przeżywa coś "na żywo" i próbuje walczyć - jest ciężko.
 
O czym jest Mam dziecko z feministką? W sumie o życiu, o tym jak przypadek może zmienić całe nasze życie, jak zmieniają się priorytety bądź przeciwnie - jak nie pozwalają one na zmiany. Możemy się przyjrzeć współczesnemu związkowi i jego problemom, odwiecznej walce między nią a nim. Powieść Bartłomieja Bohrera czytałam z przyjemnością, mimo jej kilku mankamentów. Nie, nie ułagadzam mojej opinii, zwyczajnie to, że coś mi nie pasuje w powieści nie znaczy, że jest ona do niczego, zatem... Jeśli macie ochotę na fajną "poczytajkę" to spokojnie sięgnijcie po Mam dziecko z feministką, zachęcam.

Za książkę dziękuję portalowi  Sztukater oraz Autorowi.

 

0 komentarze:

Prześlij komentarz