Zawsze chętnie sięgam po książki, w których występuje choćby odrobina absurdu. Często nie mają one głębszego przesłania, jednak powieść Marcina Brzostowskiego jest wyjątkiem. W ciekawy sposób autor ukazuje głupotę wojen, zwraca uwagę na celowość przeprowadzania działań militarnych i ich skutki. Do tego robi to poprzez postać żywej, chodzącej, myślącej i mówiącej... bomby - tego nie można pominąć, trzeba wręcz przeczytać.
"O wojnie i konieczności jej prowadzenia wypowiadają się zazwyczaj ci, którzy nigdy nie brali w niej udziału. A już najchętniej rozprawiają o niej ludzie, którzy decydują o jej prowadzeniu. Szkoda tylko, że znają ją wyłącznie z ekranu telewizora."
Nie od dziś wiadomo, że żołnierz ma nie myśleć tylko wypełniać rozkazy. Nawet jeśli nie do końca się z nimi zgadza, cóż... służba. Słodka bomba Silly pokazuje nam środowisko wojskowych, jednak jest to dosyć satyryczna wersja typowych żołnierzy. W wyniku jednego wieczoru i braku orzeszków ziemnych pewna znacząca osobistość wpada na "genialny" plan pozyskania terenu pod plantację orzeszków. Oczywiście, aby mogło do tego dojść potrzebne jest wojsko, dość poważna interwencja militarna i tu cały ambaras... Nie każdemu to się podoba, grupka ludzi, chcąc udaremnić złe zamiary, organizuje Antyarmię. W to wszystko wkracza Silly, poznaje prawdę o otaczającym ją świecie i postanawia się dołączyć do nowych znajomych.
Silly jest bombą lotniczą z serii S6-X02, wyprodukowaną w Fabryce Bomb Tradycyjnych i Granatów w Czerniewie. Można powiedzieć, że jest strasznie naiwna, jedyne co zna to zasady wpojone jej przez wojskowych. Żyje po to, by wypełnić rozkazy i powierzoną jej misję. Jej przeznaczeniem jest wybuchnąć - nie rozpatruje tego jako śmierci, taki jest cel jej istnienia i mocno wierzy w jego sensowność. Wszystko zmienia się, gdy Silly poznaje generała Blacka, w wyniku niefortunnego zbiegu okoliczności bomba zostaje uznana za zniszczoną i wykreślona z rejestru wojska. Tym samym dla wszystkich przestała istnieć a jakakolwiek próba zwrócenia na siebie uwagi przełożonych jest równoznaczna ze "śmiercią" Silly. Skutkiem tych wydarzeń i rozmów z odpowiednimi ludźmi bomba zaczyna dostrzegać absurdy wojska i bezsensowność wydawanych poleceń, widać, że nie jest zbyt inteligentna, ale pytając o wszystko szybko przekonuje się, że to, czego uczono ją na szkoleniach, nijak ma się do prawdziwego życia. Toczone rozmowy pomiędzy Silly a wojskowymi są zabawne, przypominały mi trochę nieustanne pytania małego dziecko dopiero co uczącego się reguł panujących w świecie.
"- Tak więc, widzisz Silly – pan generał wziął głęboki oddech – że żołnierzem Antyarmii może być wyłącznie wojskowy.
– A dlaczego powstała Antyarmia?
– Bo zbyt wielu ludzi miało już dosyć tego, że wojna stała się zwyczajnym środkiem uprawiania polityki. Na dodatek kompletnie bezsensownym i opłakanym w skutkach. Zwłaszcza dla cywilów, którzy nie mają możliwości, aby się skutecznie obronić."
Ciekawą postacią jest generał Ashley W.W.W. Black, uśmiałam się czytaj historię jego porwania i przetrzymywania z kozami. Później jego aluzje do zoofilii - boskie. Wiem, że nie każdy ma tego typu poczucie humoru jednak mnie osobiście jego postać bardzo przypadła do gustu. Marcin Brzostowski w mistrzowski sposób przedstawił generała i - według mnie - jest to najciekawsza postać w całej powieści, aż żałowałam, że nie pojawiał się częściej w książce. Wbrew pozorom jednak całe szaleństwo Blacka jest nad wyraz realistyczne. Mimo, że wydaje się to niemożliwe, pewnie niejeden z nas mógłby powiedzie: "Hola, hola! Przecież to tak, jakbym czytał o Iksińskim!". Tak, przerażająca myśl, ale jednak prawdziwa.
Akcja, rozgrywająca się w powieści, jest wartka, postaci nie dają się znudzić czytelnikowi więc te 130 stron książki nie wiadomo kiedy mijają. Jak dla mnie jednak trochę zbyt szybko, zakończenie pojawia się ni z gruszki, ni z pietruszki. Naprawdę zdziwiłam się docierając do ostatniego zdania i uświadamiając sobie sprawę, że dalej nic nie ma. W pierwszej chwili miałam nawet podejrzenie, że otrzymałam niepełną wersję ebooka. Zasadniczo jest to mój jedyny zarzut względem Słodkiej bomby Silly, pod każdym innym względem książkę polecam.
Nigdy wcześniej nie słyszałam o Marcinie Brzostowskim, aż dziwne bo jego dorobek piśmienniczy jest dość spory. Słodka bomba Silly to moje pierwsze spotkanie z groteską polskiego autora, już teraz wiem, że nie ostatnie, muszę - koniecznie! - sięgnąć po inne.
0 komentarze:
Prześlij komentarz