Dawno, dawno temu była sobie mała dziewczynka, która bardzo chciała być kimś innym... Ponieważ jej marzenie nie chciało się spełnić wkroczyła do krainy wyobraźni i dzięki przeczytanym historiom wcielała się w różne postaci. W ten sposób odkryła swoją nową pasję i jednocześnie uzależnienie - książki.
Nie należę do osób, które mają w zanadrzu masę historii ze swojego dzieciństwa. Tak naprawdę mało co pamiętam z okresu z przedszkola i pierwszych lat podstawówki, przebijają się jakieś urywki, pamiętam niektóre sytuacje, ale wszystko inne widzę jak przez mgłę. Zawsze mnie dziwiło, gdy znajomi opowiadali historyjki z wczesnego dzieciństwa a ja nic... Może coś z moją pamięcią jest nie tak? Na szczęście z późniejszymi latami jest trochę lepiej.
Nie wiem kiedy dokładnie zaczęłam sama czytać, teraz może jest inaczej, ale wtedy dzieci zaczynały literować w podstawówce, w przedszkolu zaś uczyły się literek... Przynajmniej ja to tak pamiętam, ale może coś mylę? W każdym razie pamiętam bardzo wyraźnie jedną scenę - jak stoję na stołeczku w łazience z książką rozłożoną na pralce i głośną chlipię a tata za mną krzyczy, że dopóki nie przeczytam tego dobrze, to nie pójdę spać... Taaaa... Metody wychowawcze mojego taty to coś jedynego w swoim rodzaju. Innym moim wspomnieniem jest chwila, gdy mama zaczęła mnie i bratu czytać na dobranoc. Pamiętam, że nie lubiłam tego, wolałam sama czytać, o co zresztą mama miała pretensje. A ja zwyczajnie chciałam to robić w swoim tempie, czytać to, co ja chcę, a nie to, co mama wybierze, i delektować się każdą stroną... To są chyba najwcześniejsze wspomnienia dotyczące mojego czytania.
Nigdy nie miałam czegoś takiego jak własna domowa biblioteczka. W mojej rodzinie nie dawało się książek w ramach prezentów, mimo iż każdy wiedział jak dużo oboje z bratem czytamy. Książka to było coś, co pożyczało się w bibliotece a nie kupowało, wprawdzie w domu był dość spory zbiór literatury, ale to były pozycje kupione z pierwszych lat małżeństwa moich rodziców, później zaprzestali już tej praktyki. Obecnie sama rzadko kiedy kupuję książki (chyba, że są to ebooki), może gdybym nie dostawała ich za darmo i ceny najnowszych tytułów byłyby inne, zmieniłabym podejście... Niestety wiadomo jak jest, mimo to książki towarzyszą mi na co dzień i mam nadzieję, że przekażę moją pasję dzieciom.
Od początku czytałam chyba wszystko co mi wpadło w ręce, włącznie z książkami popularnonaukowymi. Nie miałam jednego ulubionego, konkretnego, typu choć za poezją nigdy szczególnie nie przepadałam. Brałam to, co wpadło mi w oko a przy moim tempie czytania dość szybko pochłaniałam każdą pozycję. Dopiero około 4-5 klasy podstawówki zaczęłam bardziej zwracać uwagę na wybierane pozycje. I tak zaczęły się okresy, gdy czytałam tylko książki przygodowe, fantasy, obyczajowe itp. Babcia była osobą, która przybliżyła mi twórczość Joanny Chmielewskiej i Agathy Christie, dzięki niej przez kolejne kilka lat uwielbiałam kryminały i wszelkiego typu zagadki.W technikum na nowo weszłam w czytanie misz-maszu choć, oczywiście, miałam już swoich ulubionych autorów i do nich zawsze chętnie wracałam, jednak nigdy nie zamknęłam się na jeden, jedyny gatunek - to zostało mi do dziś.
W podstawówce byliśmy z bratem jednymi z dzieci, które szybko opanowały płynne czytanie. Wychowawczyni co jakiś czas kazała nam czytać na głos i chwaliła głośno nasze umiejętności. To było dziwne uczucie - dla nas to było coś normalnego, nie rozumieliśmy jak w tym wieku można jeszcze literować... Nie wszyscy jednak mieli w domu ambitnego tatę, który musiał mieć dzieci najlepsze we wszystkim. Szkolna biblioteka była niestety dość kiepsko zaopatrzona dlatego na początku trzeciej klasy szybko pognaliśmy z bratem do miejskiej biblioteki i zapisaliśmy się do oddziału dla dzieci. Wtedy zaczął się dla nas raj! Nie wiem ile dokładnie czasu spędzaliśmy w bibliotece, ale przynajmniej raz w tygodniu pędziliśmy wymienić przeczytane pozycje na kolejne tytuły. Pani Bibliotekarka oczywiście nas dobrze znała, lubiłam ją, przynajmniej do czasu aż zwróciła mojej mamie uwagę, że czytam książki niewłaściwe dla mojego wieku... Proponowanie mi czegoś, co w moich oczach było przeznaczone dla niemowlaków, obraziło mnie na dłuższy czas. Na szczęście uraza minęła a moja sympatia do biblioteki, jako instytucji, przerodziła się w chęć pracy - i - udało się!
Jak pamiętam kolejne lata? Na wiecznym godzeniu nauki i czytania. Wakacje jawiło się nieskończoną ilością wolnego czasu i pochłanianiem jednej książki za drugą. Nie mam pojęcia jaka moja była średnia pod względem przeczytanych pozycji - nigdy na to nie zwracałam uwagi i nie interesowało mnie to. Czytałam dla samego czytania, dla zanurzania się w nowy świat i przeżywaniu ciekawych przygód. Najgorszym co mnie mogło spotkać to kara w postaci zakazu czytania - a to niestety rodzice stosowali najczęściej. Olewałam zakaz wychodzenia na dwór, oglądania telewizji czy grania na komputerze... Nic tak nie bolało, jak niemożliwość sięgnięcia po nowy tytuł, buszowania wśród bibliotecznych półek... Choć oczywiście kara to jedno, a ja to drugie - w końcu czytać można było też poza domem, z czego skrzętnie korzystałam. I tak to trwało, skończyłam technikum, poszłam na studia "Informacja naukowa i bibliotekoznawstwo", przez jakiś czas miałam urazę do książek, bibliotek i wszystkiego co się wiązało ze słowem czytanym, ale minęło mi to... Teraz się zaczytuję na nowo, pracuję w bibliotece (choć akademickiej to jednak) i czekam na ciąg dalszy mojej drogi ku przygodzie... Plany są, zobaczymy co z nich wyjdzie.
4 komentarze:
Ja nawet nie wiem kiedy nauczyłam się czytać, moi rodzice też nie. Poszłam do szkoły i czytałam :)Chciałabym pracować w bibliotece, ale odbiłam na jednak inny kierunek biol-chem. :)
Ja mam wrażenie, że teraz inaczej się podchodzi do czytania, u mnie wieczorne czytanie, czy w ogóle czytanie, to było coś od święta raczej, nauka literek to była nauka, nie poprzez zabawę, ale zakuwanie niemal :/
A praca w bibliotece jest fajna, ale finansowo do niczego i ciężko w ogóle ją dostać. :/
Ja nauczyłam się czytać program telewizyjny, bo chciałam wiedzieć kiedy są moje ulubione bajki i tak już zostało, nikt czytać mnie nie uczył nigdy, Scoto, mam bardzo podobnie jak ty pod względem wspomnień z dzieciństwa. Prawie nic nie pamiętam, a jeśli już coś- to raczej głównie jakieś przykre wspomnienia...wiem tylko że uciekałam w książki, wciąż uciekam.
Ja teraz nie traktuję czytania jako ucieczki, raczej jako odskocznię. :)
Prześlij komentarz