Horror na Roztoczu - Koszmar z poza granicy snów

poniedziałek, 30 marca 2015

Horror na roztoczu. Tom 1 nie jest moją pierwszą antologią opowiadań grozy, ale mam wrażenie, że ostatnią. Jestem fanką tego gatunku literatury. Uwielbiam czytać i czuć dreszcz strachu, z wypiekami na twarzy przewracać kolejną stronę i dawać się ponosić wyobraźni. Niestety coraz częściej się przekonuję, że groza i krótka forma nijak ze sobą nie współgrają. Podobnie było z Horrorem na Roztoczu, opowiadania miały odzwierciedlać nasze senne koszmary, jednak grozę nocnych strachów zastąpiła nuda...

Pomysł na antologię był całkiem prosty - inicjator projektu - Łukasz Kiełbasa - spisał dręczące go koszmary senne i na podstawie tych szkiców, przy współpracy z pisarzami, stworzył wszystkie utwory. Antologia składa się z siedemnastu opowiadań napisanych przez jedenastu autorów. Każdy z utworów poprzedzony jest ilustracją mającą jeszcze bardziej wprawić nas w nastrój grozy i tajemniczości. Według mnie nie do końca im się to udało, ale to dlatego, że ilustracje nie do końca trafił w mój gust. Akcja utworów rozgrywa się na terenie Roztocza, w takich miastach, jak: Zamość, Tomaszów Lubelski, Hrubieszów czy Jacnia. 

Zazwyczaj dość łatwo jestem w stanie określić, które opowiadania w antologii najbardziej mi się podobały, a które najmniej. W tym przypadku jednak jest inaczej. Oczywiście, pod względem klimatu mam swoich faworytów, jednak sama historia nie zrobiła na mnie zbytniego wrażenia. Takim opowiadaniem jest między innymi Kościół Magdaleny Godlewskiej i Łukasza Kiełbasy. Fabuła jest banalna - Maks i Franek to dwa najlepsi przyjaciele, trochę urwisy, ale który nastolatek nie łobuzuje? Pewnego letniego dnia Maks namawia Franka na wyprawę do opuszczonego kościoła. Z całą wsią, której znajduje się budynek, wiąże się niesamowita opowieść, ale to w kościele wszystko się zaczęło i w nim chłopcy chcieli przeżyć przygodę swojego życia. Pytanie tylko czy ją przeżyli... Klimat tego opowiadania bardzo mi się podobał, wprawiał mnie w pewien stan oczekiwania, delikatnej grozy, niemal czułam się, jakbym była tam wraz z Maksem i Frankiem i wchodziła do opuszczonego kościoła. Podobało mi się.

Pająk Magdaleny Godlewskiej i Łukasza Kiełbasy wydał mi się strasznie smutny. Małe dzieci chyba zawsze marzą o posiadaniu własnego zwierzaczka, który zostałby ich największym przyjacielem. Oskar nie był wyjątkiem, jednak ze względu na swoją alergię nie mógł mieć wyśnionego psa lub kota. Pojawienie się małego pajączka zmieniło jednak wszystko, zwłaszcza, że stworzenie umiało mówić. Oskar nie tylko spełnił swoje marzenie, jeszcze zyskał nowego przyjaciela, ale niestety był jeden problem - pajączek upodobał sobie policzek chłopca jako swoje mieszkanie. Czy ta przyjaźń przerwa? A jeśli tak to za jaką cenę? Jeszcze długo po skończonej lekturze opowiadania myślałam o nim... I nie dlatego, że nie lubię pająków.

Inne opowiadania również mogą zapadać w pamięci. Jak już pisałam - utwory mają podobny poziom, różnorodna tematyka sprawia, że chyba każdy znajdzie coś, co mu się spodoba. Dla mnie jednak największym zarzutem dla antologii jej wszechogarniająca nuda, jaką czułam podczas czytania. Opowiadania były krótkie, przez co nie zdążyłam się specjalnie wczuć w historię i poczuć więź z bohaterami. Sama groza, jaka powinna epatować z utworów, była ledwo wyczuwalna. Może za dużo wymagałam od antologii, jednak całość nie powaliła mnie na kolana.

Pisząc o Horroru na Roztoczu wręcz wypada też trochę napisać o crowdfundingu. Słowo to, ujmując najprościej, oznacza finansowanie przez tłum. Łukasz Kiełbasa poprzez stronę polakpotrafi.pl zebrał potrzebne fundusze na wydanie antologii. W trakcie projektu pomysłodawcy naprawdę się wykazali w kwestii promocji i traktowania sponsorów. Nie tylko pisarze i ilustratorzy mieli wpływ na opowiadania, ale i osoby z poza tego grona mogły wybrać choćby to, gdzie będzie usytuowana akcja utworu. W taki sposób każdy mógł dodać swoje trzy grosze, w jakiś sposób zaangażować się w powstanie antologii i z dumą głosić, że coś zrobił.

Opowiadania podzielona są na trzy części, między którymi wpleciona jest historia powstania zbioru. Muszę przyznać, że to dość ciekawy pomysł. Poza tym da się zauważyć zakamuflowaną zapowiedź kolejnego zbioru. Wszystkich, których mimo wszystko zachęciłam do Horroru na Roztoczu zachęcam do zapoznanie się z jego kontynuacją, ja raczej po nią nie sięgnę.



Za książkę dziękuję organizatorom akcji Polacy nie gęsi i swoich autorów mają.

1 komentarze:

Książkowe Wyliczanki pisze...

Bardzo lubię takie inicjatywy, z chęcią sięgam po tego typu zbiory, ale tym razem sobie odpuszczę ze względu na gatunek. Nie przepadam za horrorem i staram się go unikać.

Prześlij komentarz