Radosław Lewandowski - Yggdrasil. Struny czasu

czwartek, 19 marca 2015

Yggdrasil jest debiutem Radosława Lewandowskiego, gdyby przymknąć oczy na pewne rzeczy, mogłabym napisać, że świetnym, jednak fantastykę zostawię autorowi a sama skupię się na rzeczywistości i faktach - debiut jest niezły, nie porywa, ale też nie odrzuca. Dość napisać, że po wprowadzeniu, w trakcie którego miałam ochotę wyłączyć czytnik i więcej nie wracać do powieści, nastąpiła część, dzięki której chcę - a nawet muszę - sięgnąć do drugiej części Yggdrasila. Dlaczego? Już tłumaczę...

Akcja powieści rozgrywa się w trzech różnych czasach. Najpierw mamy do czynienia ze współczesnością, czyli trzydziestym wiekiem, kiedy to ludzie żyją na różnych planetach, ruch fizyczny uważany jest za uwłaczający a różnego rodzaju klony i ingerencje genetyczne to norma. Przyznaję, że początkowy opis ówczesnej ludzkości przypominał mi wizje twórców Wall-E'go, bardzo podobna koncepcja. Niestety, przez różnego rodzaju technologiczne słówka i opisy, pierwsze strony powieści mnie wynudziły i zniechęciły do dalszej lektury. Na szczęście, jak już przebrnęłam przez prolog, dowiedziałam się o możliwości podróżowania w czasie i eksperymencie profesora Noela, autor przeniósł mnie do roku 994. I tu już zaczęło się coś, co przykuło mnie do fotela.

Głównym bohaterem Yggdrasila jest Eryk Erykson, młody książę norweski, który musiał uciekać ze swojego kraju ścigany przez morderców nadesłanych przez jego starszego brata. Wraz z czwórką kompanów trafił do małej polskiej wioski. Ukrywając się przed śnieżną zamiecią i pomagając wieśniakom w walce z najeźdźcami nie zauważyli, że cała osada została przeniesiona do czasów paleolitu. Odkrywanie nowego świata, ówczesnych zwierząt i roślinności, stanowiło podstawę do ich przetrwania. Mimo całej wiedzy, jaką Eryk i jego ludzie posiadali, oraz broni i narzędzi, pierwsze dni w nieprzyjaznym środowisku były ciężkie. Po jakimś czasie jednak przystosowali się do nowych warunków, jednak wtedy ich przybycie odkryli lokalni ludzie - a właściwie pra-pra-pra... ludzie. Po ziemi w tym czasie chodził dwie odrębne rasy, jedna zwalczała drugą, starając się całkowicie usunąć ją ze swoich terenów. Eryk w jednaj grupie znalazł swoich sprzymierzeńców, w drugiej śmiertelnych wrogów.

W powieści mamy również do czynienia z wątkiem miłosnym. Eryk zakochuje się w Jagnie, jednak szczęście najwyraźniej nie jest im pisanie. Przez pierwsze miesiące mężczyzna wzbraniał się przed uczuciem skupiając cała swoją uwagę na walce o przetrwanie. Gdy stwierdził, że nadszedł czas i również on może zaznać trochę szczęścia u boku Jagny, los przewidział dla niego coś innego. "Zdobywanie" ukochanej w tamtych czasach trochę się różni od tego, co sami znamy. Nie ma czegoś takiego jak randki, dziewczyna nie zawsze ma prawo wyboru, w zasadzie ma szczęście jeśli oddaje się mężczyźnie, który choć trochę się jej podoba i można powiedzieć, że robi to z własnej woli. Mimo to w powieści jest sporo przykładów, że miłość w małżeństwie istnieje a wojownicy czy chłopi nie są tak bezduszni, na jakich wyglądają.
 
Nie wiem ile czasu Radosław Lewandowski poświęcił na przygotowanie się do napisania powieści, ale opisy paleolitu jakie stworzył mocno oddziaływały na moją wyobraźnię. Autorzy zawsze u mnie plusują, gdy wiedzą o czym piszą i robią to na tyle dobrze, że jestem w stanie sobie wyobrazić miejsce akcji. Bardzo podobała mi się części książki poświęcona Erykowi, nie tylko przedstawiona przyroda, zwierzęta, ale nawet opisy walk, za którymi normalnie nie przepadam. Ciężko się było oderwać od powieści. Rozdziały o trzydziestym wieku i profesorze Noelu kompletnie nie przypadły mi do gustu, ale na szczęście nie było ich zbyt dużo.

Można się doczepić do języka, jakim posługują się bohaterowie z przeszłości. Wydawał mi się zbyt współczesny, jednak wiem, że wprowadzając typową staropolską mowę pewnie nie obyłoby się bez sięgania po słownik i - co za tym idzie - lekką irytację. Również narracja zasługuje na kilka słów, nie wiem czy autor nie mógł się zdecydować czy to był zamierzony efekt, ale misz-masz pierwszo- i trzecioosoboej narracji czasami wprowadzał u mnie dezorientację. Nie lubię tego typu rzeczy, wolę, gdy od początku do końca fabułę opowiada ta sama osoba. Na szczęście było to do przeżycia.

Yggdrasil. Struny czasu to pierwsza część historii, możecie być pewni, że szybko wezmę się za kolejną, by poznać dalsze losy Eryka. Pomimo pewnych niedociągnięć polecam powieść Radosława Lewandowskiego. Gdy tylko przebrniecie przez prolog czeka was ciekawa wyprawa do paleolitu! Mimo wszystko zachęcam do lektury.


Za książkę dziękuję organizatorom akcji Polacy nie gęsi i swoich autorów mają.

3 komentarze:

Chabrowa pisze...

Często najpierw trzeba przebrnąć przez ciężki początek, później jest świetnie. Dlatego doczytuję każdą książkę. Jeśli się gdzieś natknę to z pewnością przeczytam

Chani pisze...

Co to za okładka? Jestem jej bardzo ciekawa, ponieważ ja mam inną.
Wszystko jest kwestią gustu - dla mnie początek był fantastyczny i liczę na to, że w kolejnym tomie Autor pójdzie właśnie w tym kierunku Przekonam się wkrótce :)

Scoto pisze...

Okładka jest z Lubimyczytac.pl... Faktycznie teraz jest inna, nie zauważyłam wcześniej, zmienię :P Swoją drogą ta nowsza jest ciekawsza.

Wiesz, jakby wszystkim podobało się to samo to świat byłby nudny :P

Prześlij komentarz