Co byście zrobili, gdyby nagle naszła Was ochota na zrobienie czegoś całkowicie nieprawdopodobnego i dziwnego? Czegoś, co wprawia Was w zakłopotanie i podważa stan Waszego umysłu? Co jest mało realne do zrobienia lub wręcz awykonalne? Zlekceważylibyście to, mimo, iż będzie Was to męczyło i męczyło, czy zaniepokoilibyście się tym stanem rzeczy? Leon nie miał zamiaru zbagatelizować swojego dziwnego pragnienia. No bo w końcu jak poważany urzędnik państwowy mógłby chcieć zatańczyć nago tango z rudowłosym mężczyzną? Sami przyznacie, że to nienormalne... Od tego momentu w jego życiu zaczęły się dziać niezwykłe rzeczy.
Środek tygodnia, piękna pogoda i to śmieszne pragnienie - w pierwszym momencie Leon roześmiał na samą myśl o tańczeniu tanga z nagim rudzielcem, jednak, gdy później, już będąc w pracy, powiedział to na głos, przestraszył się. Bał się, że bredząc straci pracę i szacunek innych ludzi. Nie myśląc wiele pojechał do psychiatry, lecz niestety ten - poza receptą i zwolnieniem na dwa tygodnie - niewiele mu pomógł. Leon zaczął również widzieć dziwne sytuacje, nieznajomi życzyli mu powodzenia. Jakby tego było mało jego wujek Michał uległ wypadkowi w wyniku którego zapadł w śpiączkę. Leon miał nadzieję, że wszystko dobrze się skończy a miała mu w tym pomóc jego narzeczona, Monika.
Monika od samego początku wzbudziła we mnie antypatię, wydawała mi się strasznie sztywna i poważna, najmniejsze odchylenie od normy budziło jej dezaprobatę. Nie mam pojęcia co Leon w niej widział, ale coś w niej musiało być (poza urodą) bo dość długo przy niej wytrwał i nawet ucieszył się z decyzji o wspólnym mieszkaniu. Monika bardzo zaangażowała się w wypadek Michała, chętnie odwiedzała go w szpitalu, przejmowała się stanem mężczyzny, nawet udostępniła mu swój breloczek przynoszący szczęście. Wszystko to robiła jednak w jednym celu i nawet dziwne zachowanie Leona nie było w stanie ją od niego odwieźć.
Zakończenie powieści było dość zaskakujące, warto było przebrnąć przez trochę męczące dialogi i dotrzeć do meritum niezwykłych rzeczy, jakie przydarzały się Leonowi. Jak się okazało, wszystko miało sens choć było bezsensu. Dziwna potrzeba tańca tanga z nagim rudowłosym mężczyzną? Mężczyzna idący z wielorybem na sznurku? Nagle odnaleziona była narzeczona? Każda niezwykła sytuacja powoli przybliżała Leona do finału, dzięki nim poukładał sobie wreszcie swoje życie i odnalazł spokój.
Początkowo powieść Andrzeja Syski-Szafrańskiego trochę mnie męczyła, musiałam przebrnąć przez kilka pierwszych stron zanim wczułam się w historię Leona i przyzwyczaiłam do stylu pisania autora. Nie żałuję, choć książka nie powaliła mnie na kolana. Dzięki elementowi zaskoczenia i akcji chciało mi się czytać dalej. Właśnie dzięki temu "chcianiu" polecam Tango z rudzielcem. Może nie gorąco i z całego serca, ale mimo wszystko polecam.
1 komentarze:
Nie do końca jestem przekonana, czy ta książka mi podpasuje, ale na pewno jej nie skreślam. Może nadarzy się okazja i po nią sięgnę :)
Prześlij komentarz