Dawn Barker - Pęknięte odbicie

wtorek, 26 maja 2015

Dzień narodzin dziecka jest wielkim wydarzeniem dla całej rodziny, nie tylko świeżo upieczeni rodzice przeżywają tę chwilę, ale i ich najbliżsi. Nowy członek rodziny jest w tym momencie najważniejszy, wszystko inne schodzi na dalszy plan, mama i jej dziecko stają się centrum zainteresowania. Kobieta tuż po porodzie różnie podchodzi do nowej roli. Czasem jest przerażona, czasem zachwycona, może obojętnie podchodzić do dziecka bądź od pierwszego spojrzenia czuć napływające fale miłości. Nie ma jednej, uniwersalnej, reakcji. Niektórym przywyknięcie do nowej roli i pokochanie dziecka zajmuje trochę czasu, zdarza się też to najgorsze - depresja, nie pozwalająca cieszyć się macierzyństwem, straszna, otępiająca.

Kiedyś nie mówiło się o depresji poporodowej, w ostatnich latach jednak, na szczęście, ulega to zmianie. Baby blues przestaje być tematem tabu a staje się normalnością. Oczywiście nie chcę powiedzieć, że depresja jest standardem lecz, że przestaje być czymś wstydliwym o czym nie powinno się mówić i do czego nie można się przyznawać. W końcu to może się przytrafić każdej kobiecie! Mnie, Tobie, sąsiadce, pani z warzywniaka. Nie ma recepty na szczęśliwe macierzyństwo. Wszystko ma swoje dobre i złe strony, ale nie rozmawiając o tych drugich, nie sprawimy, że przestaną one istnieć. Depresja była, jest i będzie miała miejsce czy tego chcemy czy nie. Najważniejsze jednak wiedzieć, że coś takiego może się przytrafić każdej z nas i w porę zadziałać. 

Anna długo czekała na pojawienie się upragnionych dwóch kresek. Tak to już jest, że gdy tylko podejmie się decyzje o staraniach, człowiek nie może się doczekać ciąży. Tony dopiero po zobaczeniu pozytywnego testu zdał sobie sprawę, jak bardzo sam czekał na tę chwilę. Wreszcie się udało, Anna była w ciąży! Kolejne miesiące mijały jeden za drugim. Obowiązkowe badania, przygotowywanie pokoiku dla malucha i kupowanie najpotrzebniejszych rzeczy umilało oczekiwanie na dzień porodu. Oboje myśleli, jak to będzie żyć we trójkę, co się zmieni, co będzie takie samo. Planowali każdy krok nie zdając sobie sprawy, że życie bywa przewrotne. Anna przekonała się o tym już w szpitalu. Poród nie wyglądał tak, jak sobie to wyobrażała. Nic nie było takie, jak być powinno. Począwszy od momentu wywoływania akcji porodowej, poprzez znieczulenie, kończąc na samym finale. Nawet późniejsze momenty nie osłodziły kobiecie pierwszej porażki. Położne i pielęgniarki skutecznie zepsuły jej każdy "pierwszy raz" z synkiem. Anna nie mogła się doczekać powrotu do domu, niestety, okazało się, że w znajomych czterech ścianach wcale nie jest lepiej...

Nie ma chyba nic gorszego niż podchodzenie do życia zbyt ambicjonalnie i z konkretnym planem. Anna wymarzyła sobie pewne sytuacje, miała przed oczami obrazki rodem z Hollywood i nie dopuszczała do siebie myśli, że zarówno matka, jak i dziecko, mało kiedy wpasowują się w podręcznikowe schematy. Jack, synek Anny i Tony'ego, początkowo był wymagającym dzieckiem, przez co Anna chodziła wiecznie zmęczona i niewyspana. Czytając jej historię aż miałam ochotę powiedzieć "skąd ja to znam". Jednak ja, w przeciwieństwie do niej, miałam przynajmniej męża w domu przez pierwsze dwa tygodnie. Ona została sama i - na przekór własnemu zmęczeniu - nie chciała od nikogo pomocy. Myślę, jednak, że nawet gdyby Tony został w domu i tak nic by to nie zmieniło. Może jedynie widziałby co się z nią dzieje, ale pewnie Anna i tak nie pozwoliłaby sobie pomóc. Tak, jak wcześniej pisałam, kobieta zbyt ambicjonalnie podchodziła do macierzyństwa i chciała wszystkim udowodnić, że da sobie radę ze wszystkim sama. 

W życiu dziecka jest nie tylko mama, ale i tata, Tony niestety nie do końca podołał nowemu wyzwaniu. Tuż po porodzie od razu uciekł do pracy, gdy był w domu z ulgą przyjmował zapewnienia Anny, że sobie radzi i nie musi jej pomagać. Widział, że coś jest nie tak, ale wolał unikać drażliwego tematu i udawać, że wszystko jest w porządku. W czasie lektury miałam wrażenie, że oboje do końca nie dojrzeli do posiadania dziecka. Jakby wbili sobie wcześniej do głowy, że nowy członek rodziny to tylko te wspaniałe chwile, jakie zazwyczaj są uwieczniane na zdjęciach i filmach. Żadne z nich nie przygotowało się na bezsenne noce, ciągły płacz dziecka, porażki w karmieniu czy utknięcie w domu przez pierwsze dni. Sama czekałam, jak na zbawienie, na pierwszy spacer czy głupie wyjście do sklepu. Niestety, ale początki z dzieckiem nie są łatwe, domownicy muszą sobie ułożyć nowy plan dnia, nauczyć się żyć ze sobą i pójść na kompromisy w pewnych kwestach. Anna tego nie umiała, wbiła sobie do głowy obraz idealnej matki i tego się trzymała a Tony niczego jej nie ułatwiał. Napotykając na swojej drodze same trudności i nie umiejąc się pogodzić z porażkami ciężko nie wpaść w depresję. Anna psychicznie nie podołała...

Nie wyobrażam sobie śmierci swojego dziecka. Normalne jest dla mnie, że to ja pierwsza odejdę z tego świata. Inna postać rzeczy jest straszna i ciężka dla rodzica. Anna i Tony zderzyli się z czymś jeszcze - ich dziecko zginęło przez nich, przez depresję Anny i lekceważenie problemu przez Tony'ego. Oczywiście mogę sobie gdybać, oceniać i osądzać. Patrząc na wszystko z boku łatwo mówić kto jest winny, a kto nie. Fakt jest jednak faktem, że sześciotygodniowe maleństwo zginęło bo jego rodzice nie dostrzegali problemu i nie przyjmowali pomocy z zewnątrz. Jak żyć po czymś takim? Jak spojrzeć w twarz żonie, mając w głowie myśli, że zabiła swoje dziecko? Jak spojrzeć mężowi w oczy i prosić o wybaczenie? Nie wiem czy się da i podziwiam ludzi, którzy po takiej tragedii potrafią dalej ze sobą być. Ja bym chyba nie potrafiła.

Pęknięte odbicie to poruszająca opowieść o konsekwencjach nieleczonej depresji poporodowej. O tym, jak przebiegła jest choroba i do jakich tragedii potrafi doprowadzić. To nie jest kolejna ckliwa historyjka o pięknych chwilach z dzieckiem lecz prawda o ciemnych stronach macierzyństwa. Autorka pokazała w jaki sposób choroba się rozwijała i do czego doprowadziła, jak później Anna z nią walczyła i uczyła żyć na nowo. Chciałabym jeszcze kiedyś przeczytać książkę poruszającą ten temat, ale zakończoną happy endem, z matką i dzieckiem spoglądających w przyszłość z radością. Historia Anny, Tony'ego i Jacka bardzo mną wstrząsnęła i jeszcze bardziej doceniłam swoje szczęście. Polecam każdemu, nie tylko rodzicom.

1 komentarze:

Chabrowa pisze...

No właśnie. Chodziłam do szkoły gdzie większość osób miało gotowy i wymarzony plan na życie. Skończenie nauki od tego roku, od tego szukanie męża i zakochiwanie się. Takie planowanie chyba robi więcej problemów.
Cieszę się też, że więcej się mówi o depresji poporodowej. Moja kuzynka całkowicie się załamała po urodzeniu synka. Później przeszło, ale strasznie się wystraszyliśmy. Poszukam tej książki
Moje-ukochane-czytadelka

Prześlij komentarz