Carl Hiaasen - Szczeniak

niedziela, 29 grudnia 2013

Opis:

Nadmorska autostrada na Florydzie. Palmer Stroat zauważa nagle jadącą tuż za nim furgonetkę. Ogarnia go strach, ze ktoś chce porwać jego luksusowe auto. Siedzący za kierownicą furgonetki młody ekolog Twilly Spree ma jednak zgoła inny cel. Ale popełnia błąd, bo nie wie, kim naprawdę jest Palmer Stroat. Nie spodziewa się, że niewinny żart uruchomi lawinę dramatycznych zdarzeń i przemocy...

Lubimyczytac.pl


Zbierałam się do tej recenzji i zebrać nie mogłam. Mam mieszane uczucia. Z jednej strony Szczeniak nie był zły, nawet dobrze się czytało, ale w moim wykonaniu to było tak uważne czytanie, że nie wiem jak ta historia właściwie się skończyła... To znaczy ogólnie wiem, ale jakoś umknęła mi najważniejsza kwestia. :P Nie zrozumcie mnie źle, książka była dobra tylko chyba czytałam ją w nieodpowiednim momencie.
 
Nie pytajcie co skłoniło mnie do sięgnięcia po powieść Hiaasena bo za nic nie wiem. Chyba miałam zaćmę czytając opis i ubzdurało mi się, że to będzie o czymś innym, dodatkowo nie ułatwił wyboru brak jakikolwiek recenzji w sieci. Tytuł, okładka i krótki opis - wierzcie, to mocno mnie zmyliło. :P A co najlepsze - moja zaćma trwała przez jakieś 150 stron i dopiero wtedy zorientowałam się skąd taki tytuł. Wiem - wstyd.
 
Wracając do powieści...
 
Twilly Spree określony jest jako młody ekolog - dlaczego? Nie wiem. Dla mnie ktoś, kto przemocą tłumaczy ludziom, że wyrzucanie śmieci na pobocze drogi jest złe, nie kwalifikuje się do tego tytułu. Chociaż muszę przyznać, że czasami było to całkiem zabawne. Palmer Stroat miał szczęście zostać przyuważonym przez Twilly'ego w trakcie pozbywania się opakowań po fast foodach. Był w tym na tyle dobry, że Spree postanowił poświęcić mu więcej uwagi. Od tego zasadniczo zaczyna się cała historia.

W kolejnych rozdziałach powieści poznajemy "szczeniaka" Palmera - olbrzymiego czarnego labradora, będącego - tak na marginesie - moim "małym" marzeniem. :P Pies jest boski, Hiaasen dodatkowo od czasu do czasu wprowadził krótką narrację z punktu widzenia labka. Zasadniczo, gdyby nie pies, cała powieść byłaby dla mnie dość ciężka i mdła.

W Szczeniaku napotykamy jeszcze kilka innych postaci, między innymi żonę Stroata, Desie, która średnio przypadła mi do gustu. Gdyby nie ona pewnie cała historia skończyłaby się na pobiciu Palmera czy podpaleniu jego samochodu czy domu i straciłabym tyle pięknych opisów labka... ale i tak ją nie polubiłam. :P Poza tym był Robert Clapley, wielki fan lalek barbie - naprawdę WIELKI fan - jego dwie "koleżanki", pracownik Gash i kilka innych osób, dla których warto bliżej przyjrzeć się historii. Nie będę zagłębiała się w same wydarzenia, fakt, trochę się działo w książce i jest o czym pisać, ale zrobiłabym taki misz-masz, że serio nie ma to sensu. :P

Walka o wyspę, chęć przeciwstawienia się zniszczeniu skrawka przyrody na rzecz pól golfowych oraz przybliżenie politycznej machiny załatwiania tego typu spraw była dość ciekawa i tak ogólnie można opisać treść Szczeniaka. Przyznaję, że nie czytam za często o takich rzeczach, średnio mnie do tego ciągnie więc miałam odmianę. Nawet mogę pokusić się o stwierdzenie, że sięgnę po inną powieść napisaną przez Hiaasena. Ot, z czystej ciekawości.
 
Czy polecam? Raczej tak, nie odrzuciło mnie, doczytałam do końca, no i labek... Sami sprawdźcie. ;)

Recenzja bierze udział w wyzwaniu "Motyw zdrady w literaturze"
Recenzja bierze udział w wyzwaniu "Historia z trupem" 

0 komentarze:

Prześlij komentarz