Christopher Moore - Najgłupszy anioł

poniedziałek, 16 grudnia 2013

Zacznijmy od opisu:

"Najgłupszy anioł" to doskonała, pełna humoru optymistyczna powieść w sam raz na czas świąt.
Do Bożego Narodzenia został dzień (dobra, powiedzmy, że prawie tydzień) i w całym maleńkim miasteczku mieszkańcy pochłonięci są kupowaniem, zawijaniem, pakowaniem i, ogólnie rzecz biorąc, wczuwaniem się w świąteczny nastrój.
Ale nie wszyscy odczuwają tę radość. Mały Joshua Barker rozpaczliwie potrzebuje świątecznego cudu. Nie, nie leży na łożu śmierci; nie, nie zaginął mu pies. Ale Josh jest przekonany, że widział, jak Mikołaj obrywa łopatą po łbie i teraz nasz siedmiolatek modli się tylko o jedno: proszę, Mikołaju, powstań z martwych.
Ale moment! Gdzieś w powietrzu czai się anioł. (W powietrzu, łapiecie?) To nie kto inny, jak archanioł Razjel, który zstąpił na Ziemię w poszukiwaniu dziecka, którego życzenie należy spełnić. Niestety, nasz anioł nie należy do tych, który aureola świeci najjaśniej. W mgnieniu oka zawali swoją świętą misję i ześle na mieszkańców bożonarodzeniowy chaos, którego kulminacją stanie się najśmieszniejsze i najstraszniejsze świąteczne przyjęcie, jakie miasteczko widziało.

Empik.com

Ci, którzy mnie znają, zapewne domyślają się jak bardzo zainteresował mnie ten opis. Później przeczytałam kilka opinii i wniosek był jeden: czarny humor + święta + nieogarnięty anioł + zombie = moje książkowe bożonarodzeniowe niebo. :P Więcej mi nie trzeba było.
 
Po kilku stronach mój entuzjazm trochę opadł. Niby to wszystko było, co miało być, czarny humor też, ale bohaterowie powieści... No nie do końca mi odpowiadali. Nie chodzi o to, że drażnili mnie czymś konkretnym, nie, raczej zniechęcali mnie swoją płytkością. W Najgłupszym aniele jest kilka postaci z potencjałem, odrobina wysiłku ze strony autora i książka byłaby naprawdę świetna. A tak pozostał spory niedosyt.
 
Czytałam kilka opinii, że niektóre sceny w książce są niesmaczne - być może... Dobra, nie wiem które, mogę się domyślać, ale jeśli zaczyna się czytać powieść napisaną przez satyryka to czego można się spodziewać? Jeśli kogoś zniesmacza seks na cmentarzu to faktycznie Najgłupszy anioł może mu nie odpowiadać, jednak myślę, że negatywne uwagi są przesadzone. Seks był, cmentarz był, komentujące trupy też, ale wszystko to razem było odrobinę zabawne i... Takie normalne. :P Absurd popędza absurd, to trzeba przyznać, i przez to książka wciąga coraz bardziej.
 
Wracając do bohaterów powieści... Jak już wspomniałam jest kilka postaci godnych uwagi, najważniejszy z nich jest oczywiście anioł. Razjel okazał się nie tyle najgłupszym aniołem co "nie z tej epoki". To, co dla nas, współcześnie, jest normą, dla niego było czymś dziwnym. Obecnie nawet dzieci wiedzą, że nie wszystkie słowa można brać na poważnie. Dla Razjera wszystko było prawdą, miało jakieś znaczenie, był tak dogłębnie etyczny, dobry i bogobojny, że aż śmieszny. Choć muszę przyznać, że odrobina "degeneracji" popsułaby go a książka mocno by na tym straciła. Poza tym - od razu wiadomo dlaczego nigdy wcześniej nie był wysyłany na żadne misje. ;)
 
Oczywiście nie sam anioł napędza akcję w powieści. Theo jest miejscowym przygłupim policjantem, stary hipis, który przez długi okres traktował narkotyki jako chleb powszedni. Do inteligentnych nie należy, ale muszę przyznać, że całkiem sympatyczny z niego facet. Jego żona, Molly, jest jeszcze barwniejszą osobą. Poznajemy ją w momencie odstawienia leków wspomagających jej "twarde stąpanie" po ziemi, napiszę tylko, że jest bardzo ciekawie. ;) Poza tym jest jeszcze Lena, czyli przypadkowa morderczyni Świętego Mikołaja, Tuck i jego nietoperz Roberto i wielu innych "normalnych inaczej". Obsada jest bardzo interesująca.
 
Zombie - to, co króliczki lubią najbardziej - nie do końca były takie, jak być powinny. Gadały, myślały, chciały zjeść mózgi i pójść do Ikei - chyba nie tylko ja widzę, że coś tu nie gra? :P To nie były prawdziwe umarlaki, jakie być powinny, raczej ich parodia. Czy mnie zawiodły? Nie. Raczej pokuszę się o stwierdzenie, że były wręcz idealne do satyry. Szczególnie warte uwagi są ich dialogi na cmentarzu, , ale o tym przekonajcie się sami. ;)
 
Obecne święta Bożego Narodzenia mają dla mnie zupełnie inne znaczenie niż te z dzieciństwa. Święty Mikołaj, prezenty, choinka - to było kiedyś ważne, nadawały świętom wyjątkowy smak oczekiwania. Moje wspomnienia z tego okresu są różne, ale zawsze, zawsze, czekałam na te kilka dni w grudniu. Teraz jest troszkę inaczej, inne rzeczy mają znaczenie i może przez to mieszkańcy miasteczka z powieści Moore'a wydają mi się tacy autentyczni z ich świątecznymi pragnieniami?
 
Jedno jest pewne - na pewno sięgnę po kolejną książkę Morre'a, choćby po to, by sprawdzić czy zawsze pisze w podobnym stylu. 
 
Na koniec zostawiam Was z pytaniem: Co jest dla Was gorsze: pożarcie przez zombiaka czy odkrycie Waszych najskrytszych tajemnic?

Recenzja bierze udział w wyzwaniu "Historia z trupem"

0 komentarze:

Prześlij komentarz