Tomek Michniewicz - Swoją drogą

środa, 9 kwietnia 2014

Co byś zrobił, gdybyś mógł pojechać w dowolnie wybrane miejsce? Stchórzyłbyś, zostałbyś w domu czy jednak spakował się i ruszył w nieznane? I gdzie by to było? Wybrałbyś miejsce pełne niebezpieczeństw, gdzie adrenalinę popija się na śniadanie, czy raczej spokojne sanktuarium, pozwalające przejść się rozkołysanym krokiem podziwiając okolicę i popijając nieśpiesznie drink? Na co być się zdecydował? Czego byś chciał?

Tomek Michniewicz wpadł na ciekawy pomysł, trzem wybranym przez siebie osobom dał propozycję wyjazdu. Mogli pojechać w miejsce, o którym od dawna marzyli lub mogli powiedzieć czego oczekują od podróży, by on wybrał za nich. Mieli okazję przeżyć przygodę ich życia. Dał im coś, o czym niejeden z nas marzy - ja przynajmniej na pewno. Gdzie bym pojechała? Nie wiem, myślałam nad tym i chyba zdałabym się na Tomka. Nie potrafiłabym wybrać bo wszystko nęci, Afryka, Australia, Azja... Choć może wygrałyby Stany Zjednoczone i Castle Rock w stanie Maine? Tak, chyba tak...

Marcin - Afryka
 
Pierwszą osobą był Marcin, przyjaciel Tomka, z którym przeżył już wcześniej co nieco w drodze. Ich ścieżki w pewnym momencie się rozminęły, Michniewicz w dalszym ciągu podróżował, przeżywał przygody życia podczas, gdy Marcin dzień w dzień odbębniał tą samą rutynę - dom-praca-dom. Księgowość nie była jego pasją i coraz bardziej zdawał sobie sprawę, że nie do końca o tym kiedyś marzył. W tym momencie właśnie wkroczył Tomek z jego propozycją.
 
„Zabiorę cię w dowolne miejsce na świecie. Pod jednym warunkiem – decyzję, dokąd chcesz lecieć i po co, musisz podjąć już, w tej chwili. Więc gdzie chciałbyś teraz być?”.
 
Wiem, że czytać a być tam to nie to samo, jednak Michniewicz w taki sposób ukazał afrykańskie realia, że odrobina wyobraźni wystarczyła mi, żebym niemal tam była. Początki ich wyprawy były zabawne, picie Banny - naparu z łupin kawy było może egzotyczne, ale jak się później okazało niebezpieczne. Szalony pościg do miasta ze szpitalem, byle zdążyć zanim się rozchorują, później, gdy jednak nic im nie było, jazda, a raczej ślizg po drodze z błota i wreszcie meta - wioska Pigmejów Baka. W trakcie tych wydarzeń Marcin trochę odżył, zapomniał o pracy w korporacji, wciągnął się w nowe środowisko choć według Tomka nie przeżywał tego do końca.
 
Nie wiem dokładnie ile czasu spędzili w wiosce Pigmejów, jednak wystarczająco dużo czasu by zżyć się z nimi, poznać ich i nauczyć żyć, jak oni. Marcin w pewnym momencie stwierdził, że to są tacy sami ludzie, jak inni, można ich lubić lub nie. Ciężko się z nim nie zgodzić. Fascynujące było czytać o ich zwyczajach, jeszcze bardziej ciekawe musiało być obserwować ich na żywo. My, "cywilizowani", zwracamy uwagę przede wszystkim jak poprawić swoje warunki bytowe. Własne mieszkanie, samochód, dobre jedzenie - to jest dla nas ważne. Robimy wszystko, by coś mieć, coś osiągnąć, nie wyobrażamy sobie spać w pokoju z cieknącym dachem i jeść byle, ale posiadać najnowszą komórkę i oryginalne adidasy. Afrykańczycy mają na odwrót, ich status w społeczeństwie określa właśnie telefon czy buty, dziwne, przynajmniej dla mnie.
 
Czy podróż coś zmieniła w życiu Marcina? Tak, wszystko, mimo, że skończyła się dość gwałtownie. Znalazł nowy sens życia i podążył za nim. Jestem pod wrażeniem, że tak bardzo można zmienić swój sposób myślenia i priorytety. W tym przypadku eksperyment Tomka przyniósł zdumiewający efekt, przypuszczam, że o to mu właśnie chodziło.
 
Marianna - Arabia Saudyjska
 
Marianna, żona Tomka, to kobieta, która godzi się na życie z podróżnikiem. Jej definicja podróżowania różni się od tej, hołdowanej przez męża. Ona spędza czas na wojażach, jak każdy stereotypowy Nowak, wylegując się na leżaku, trzymając w jednej dłoni drink z palemką a w drugiej książkę. To jest jej kwintesencja odpoczynku. Tomek by przy niej oszalał z nudów, on wolał co innego. Proponując jej wymarzoną podróż dostał w zamian coś dla siebie - możliwość zabrania Marianny w wybrane przez siebie miejsce, takie w które on by pojechał, nie ona. Wybrał świat ortodoksyjnego islamu, miejsca równie ciekawego co niebezpiecznego.
 
Z czym Wam się kojarzy Arabia? Mnie z zakazami, posłuszeństwem, czymś czarnym na kształt habitu. Z książki Michniewicza wyłonił mi się inny obraz, kobiety wprawdzie noszą abaje i nikaby, jednak nie traktują tego jako przymus, taka jest ich kultura, do tego są przyzwyczajone i zapewne, gdyby nagle prawo zezwoliło na wychodzenie z domu w "europejskich" ubraniach, nie zgodziły się na to. Przestępczość jest znacznie mniejsza niż w innych krajach, skoro za kradzież obcinają dłoń a za morderstwo grozi śmierć to kto by ryzykował? Mało kto... Arabia ma swoje zasady, odmienne zwyczaje, jest inna i trzeba się przyzwyczaić i wyzbyć swoich nawyków, by przywyknąć. To, co mi sę nie podobało to brak kin, teatrów, trudno mi sobie wyobrazić życie w kraju, który uznaje sztukę czy film za coś niemoralnego. Bollywood nie cierpię, chyba nie mogłaby tam żyć, chyba nawet na pewno.

Marianna poznała ten kraj na tyle, na ile mogła. Nauczyła się w nim żyć i zrozumiała jak to wszystko funkcjonuje, choć nie do końca się ze wszystkim zgadzała. Ta podróż była dla niej pewnego rodzaju przełomem, odkryła nowy sposób podróżowania i po powrocie do Polski miała ochotę na więcej.
 
Tata - Nowy Orlean
 
Trzecią i ostatnią osobą wybraną do eksperymentu był tata Tomka. Miejsce ich podróży wybrał syn, choć ojciec przyznał, że sam wybrałby to samo. Nowy Orlean był miejscem, o odwiedzeniu którego marzył przez całe swoje życie. Jako wielbiciel bluesa i jazzu niczego innego nie pragnął, jak poznać kolebkę powstania tych gatunków muzycznych. Sam grał, i to nieźle, Tomek postanowił więc zabrać go tam, gdzie mógł zagrać wśród innych tego typu zapaleńców. Podróż miała również zacieśnić ich więzy, które w ostatnich latach się poluzowały.

Ten wyjazd chyba najmniej przypadł mi do gustu, wydawało mi się, że mniej się działo choć to pewnie pozory. Opisy były podobne bo jak inaczej można opisać jeden czy drugi bar? Nie było tak egzotycznie jak we wcześniejszych wyprawach, było niemal… Swojsko.

Cały czas miałam wrażenie, że zarówno Tomek, jak i jego tata "robią dobrze" drugiemu. Jeden patrzyło na drugiego, by spełnić jego oczekiwania. Zwiedzanie było przeplatane rozmowami o przeszłości, o przyszłości, o marzeniach i ich spełnianiu. Każdy z nich był na innym etapie życia i chyba nie byli w stanie się już ze sobą dogadać. Tomek chciał jak najlepiej, ale nie mógł zrozumieć, że w pewnym wieku trudno się zmienić a już na pewno jedna podróż nie jest w stanie wyplenić z człowieka starych nawyków. No i kilka dni w jednym hotelowym pokoju nie usuną przepaści, która powstawała latami.
 
Co myślę?
 
Czytając Swoją drogą odnosiłam wrażenie, że autor oczekuje od Marcina, Marianny i swojego taty zbyt wiele. Wcześniej wyobrażał sobie ich zachwyt, zachwystywanie się podróżą, nowym miejscem i przeżyciami i, gdy byli już na miejscu, ich reakcja nie do końca spełniła jego oczekiwania. Marcin przeżywał wszystko po swojemu, a że z natury był trochę skryty to i jego radość nie była tak odczuwalna. Marianna zrozumiała wiele w trakcie pobytu w Arabii, poznała lepiej męża, przestała się dziwić pewnym rzeczom i chyba tylko tu nie dało się odczuć goryczy w słowach Tomka. W przypadku jego taty i spełnienia marzenia o podróży do Nowego Orleanu też coś było nie tak. Nie ta reakcja, ten sam charakter ojca... Tomek, jakby trochę na siłę, starał się im wszystkim udowodnić, że podróżami, poznawaniem świata przeżywamy wszystko lepiej a zwykłe życie, etat i codzienność to stanie w miejscu. Ludzie próbowali mu w różnymi słowami wytłumaczyć, że zwykły szaraczek może przeżywać w pełni każdy dzień, mając nudną pracę, płaczące dziecko w domu i rachunki do zapłaty. Wielokrotnie w książce przewija się pytanie czy podróżowanie to omijanie odpowiedzialności, dorosłości czy czerpanie z życia wszystkiego co najlepsze? Dla Tomka tak, dla innych równie dobrze największą przygoda życia może być własna rodzina, dziecko i zwykła codzienność. Każdy ma inne priorytety a życie potrafi spłatać figla. Przyznaję, że myślałam, iż w ostatnich słowach Tomek przyzna, że stopuje i zostanie na jakiś czas w domu, nic bardziej mylnego.
Tomek opisując środowisko afrykańskie i islamskie zwraca uwagę na inne warunki życia, odmienne zasady i prawa niż nasze. Zarówno Marcin, jak i Marianna, po jakimś czasie przywykają to warunków, w których przyszło im spędzić czas. Zmieniają trochę sposób myślenia, przystosowują się. Tomek ich wcześniejsze myślenie nazywa europejskością, to ona sprawia, że patrzymy na wszystko tak, a nie inaczej, i się dziwimy, burzymy, nie możemy czegoś zrozumieć. Sposób wychowania kształtuje światopogląd, gdybyśmy się urodzili u Pigmejów nie mielibyśmy nic przeciwko robakom na obiad, w Polsce to jednak nie należy do normy. Ciekawie było czytać o tej inności, ale jednak cieszę się, że u nas jest trochę inaczej.
 
Swoją drogą jest bardzo interesującym reportażem. Niezbyt często zdarza mi się sięgać po tego typu literaturę, zawsze mam obawy, że to nie będzie dla mnie i się wynudzę przy lekturze. Tym razem muszę napisać, że nie żałuję wyboru, książka jest barwnie i plastycznie opisana, wciąga na kilka dobrych godzin. Polecam!

1 komentarze:

abc pisze...

Ta książka jest bez wątpienia dla mnie! Dzięki za recenzję, a książkę przeczytam w wolnym czasie :)

Prześlij komentarz