My, dzieci..., w
wieku nastu lat sięgnęłam po Pamiętnik narkomanki a tę pozycję jakoś omijałam.
A może ona omijała mnie? Książka może szokować, mnie jedynie przygnębiła, ale
tak - czytanie przeżyć Christiane to było coś. Nie wiem czy każdy powinien ją
przeczytać, szczerze pisząc momentami miałam wrażenie, że powieść bardziej
zachęca niż zniechęca do używek. W końcu nie każdy skończył jak główna
bohaterka, mając silną wolę można nad tym zapanować i "brać" od czasu
do czasu, bez większych konsekwencji. To jak drink w weekend po ciężkim
tygodniu, co w tym złe? Ano, co...
Być może kilka osób zdziwię, ale wcześniej nie czytałam
Po pierwszych stronach książki zadawałam sobie pytanie co by było, gdyby
Christiane i jej rodzina nigdy nie przeprowadzili się do Berlina? Pewnie nic,
pewnie dziewczynka "wyszłaby na ludzi" bez większych problemów. Opis
jej wcześniejszego miejsca zamieszkania i późniejszego blokowiska przerażał,
nie mogłam sobie wyobrazić jak dziecko może bawić się i mieć radosne
dzieciństwo w czymś takim. Kamień na kamieniu z kawałkiem ogrodzonego trawnika,
na którym jest więcej tablic z zakazami niż źdźbeł trawy. Koszmar, choć sposób
w jaki opisała do Christiane mógł śmieszyć. Dziewczynce trudno było się
przystosować, rówieśnicy nie akceptowali jej, dopóki nie zaczęła się stawiać
nauczycielom i pyskować, starszym dzieciakom chciała zaimponować paląc haszysz.
Przykre, że nie przyszło jej do głowy, że może samą sobą, swoją osobowością, tym kim była, zdobyć przyjacióła a nie obrazkiem pyskatej smarkuli nie
stroniącej od używek.
Wspomnienia Christiane przeplatają się ze wspomnieniami jej matki. Wbrew
pozorom nie zrzuciła całej winy na córkę, widziała błędy, jakie popełniła. W
momencie wchodzenia dziewczynki w złe towarzystwo jej rodzice jeszcze byli
razem, ojcem bił ją i poniżał na każdym kroku. Przez to Christiane tak bardzo
chciała zaimponować rówieśnikom, zdobyć ich uznanie, to skłaniało ją do
sięgania po używki - po co męczyć się na trzeźwo skoro po haszu, kwasie i
dziwnej mieszance tabletek wszystko wydaje się lepsze? Jej matka z kolei tak bardzo chciało chciała swoim dzieciom kupić lepsze meble, nowe zabawki, ubrania, że zapomniała, iż to nie rzeczy mają znaczenie a to, co jest między nią a córkami. Oddalała się od nich choć chciała im nieba uchylić.
Z każdym kolejnym miesiącem Christiane coraz bardziej wciągała się w nowe towarzystwo, próbowała nowych rzeczy i przekraczała kolejne granice. Przerażało mnie to, co brała i zastanawiało jakim cudem nie przedawkowała? Jakim cudem tak
młody organizm tyle wytrzymał? W wieku dwunastu lat dziewczynka znikała na całe
noce z domu po pozorem nocowania u koleżanek, wiedziała jakie tabletki ją
pobudzą, a jakie uspokoją. W tym wieku powinna oglądać kreskówki, zacząć się
interesować kosmetykami, bawić się a nie ćpać!
Jedno muszę stwierdzić, gdzieś tam między haszem a heroiną Christiane
zdawała sobie sprawę, że pakuje się w bagno. Zresztą, co jakiś czas wspominała,
że robi źle, że schodzi na dno i z niej już nic nie będzie. Rodzice nie
zwracali uwagi na to, co robi, w szkole też się specjalnie nie przejmowano, środowisko
robotnicze, w którym żyła nie mobilizowało do nauki i odstawienia używek.
Większość otaczających ją ludzi albo pracowała od rana do wieczora ledwo
ciągnąc od pierwszego do pierwszego, albo siedziała na bezrobociu nie mając
żadnej perspektywy na przyszłość. Jak Christiane mogło to odciągnąć od
narkotyków? Jak mogła chcieć się uczyć, pójść do normalnej pracy skoro zdawała
sobie sprawę, że prostytuując się zarabia więcej niż jej matka?
Chłopcy i miłość - każda dziewczynka w pewnym wieku zaczyna zwracać uwagę na
płeć przeciwną i się zakochuje. Tak też było w przypadku Christiane, Detlef był
od niej starszy, na początku szesnastolatek traktował ją trochę jak dziecko,
dbał o nią, próbował nawet odwieść od spróbowania heroiny. To było szokujące w
jaki sposób oboje trzymali się razem, jak dbali o siebie, namawiali na kolejne
odwyki i jednocześnie jak akceptowali oszukiwanie się w kwestii prostytucji
oraz zdobywania pieniędzy na narkotyki. Ich związek był dziwny, nie wiem czy
była to miłość czy jedynie przywiązanie i wspólna walka o kolejną działkę. W
końcu, podczas jednych wakacji, gdy Christiane nie widziała Detlefa kilka
tygodni, nawet za nim nie tęskniła, nie myślała o nim, równie dobrze mogłoby go
nie być. Jedno chciało dla drugiego jak najlepiej, niestety robili wszystko nie tak, jak trzeba.
Książka My, dzieci... powinna służyć jako przestroga dla innych, los
Christiane i Detlefa, śmierć ich znajomych to nie zabawa, to skutek prawdziwego
uzależnienia, z którego naprawdę ciężko wyjść. Mogę się założyć, że gdyby
Christiane mogła później zdobyć narkotyki, pewnie już dawno byłaby martwa. Nie
okłamujmy się, papierosy i alkohol to też używki, może mniejszego kalibru, choć
też powoli zabijają, a przecież jak trudno je odstawić. Czytając historię Christiane
czułam beznadziejność jej życia, nawet gdy chciała coś zrobić ze swoim życiem,
zacząć się uczyć, system, w jakim żyła, ograniczał ją i tłamsił. Widziałam jej zniechęcenie i szczerze jej współczułam. Ale tak czasem jest,
takie jest życie, i nikt nie wtyka nikomu strzykawki na siłę...
My, dzieci... to powieść o walce z samym z sobą. Co wybrać - normalne życie czy narkotyki? A później? Odwyk czy "złoty strzał"? Czym są używki, co z nami robią, jak wpływają na nasze myślenie i organizm? Sprawdźcie sami.
2 komentarze:
Czytałem tą książkę dość dawno, ale pamiętam do dziś. Wnioski po przeczytaniu - niesamowite. Godna polecenia młodzieży.
Czytałam kilka razy i to dość dawno temu, mam egzemplarz na półcę. Najpierw przeczytałam "My,dzieci...", a potem "Pamiętnik narkomanki", przez to ta druga wydała mi się strasznie słaba...
Prześlij komentarz