Krzysztof Beśka - Pozdrowienia z Londynu

czwartek, 15 maja 2014

Nie czytam polskich kryminałów, dlatego nie zdziwiło mnie, że nigdy nie słyszałam o Krzysztofie Beśce ani o Stanisławie Bergu - bohaterze jego powieści. Pozdrowienia z Londynu to kolejna historia opisująca przygody łódzkiego detektywa. Muszę przyznać, że od pierwszych stron książka wręcz przygwoździła mnie do swoich kart i nie dała uciec. Na szczęście nie miałam w tym momencie innych obowiązków i spokojnie oddałam się lekturze.

Nigdy nie byłam w Łodzi, co jakiś czas planuję wycieczkę do tego miasta, jednak - jak to zazwyczaj bywa - nic z tego nie wychodzi. Z jednej strony trochę żałuję, z drugiej nie wiem czy znając Łódź tak dobrze czytałoby mi się Pozdrowienia z Londynu. Nie wiem, jak autor to zrobił, ale jego wizja tego miasta z początku ostatniej dekady XIX wieku zauroczyła mnie. Mimo, że skupił się raczej na tej gorszej części Łodzi, z szulerniami, burdelami i prostytutkami na czele, to i tak czerpałam wielką przyjemność z lektury. Do tego dochodziła ciekawa fabuła i już wsiąknęłam do końca. Tak, to było to, aż szkoda było kończyć powieść!

Nie wiem dlaczego, ale od rodzimych autorów wymagam więcej niż od zagranicznych. Być może już to kiedyś nawet pisałam... Ciężko mnie zadowolić byle czym, od powieści wymagam ciekawej fabuły, wartkiej akcji, żywych dialogów i dobrze zarysowanych postaci. Niby nic, ale przecież każdy wie, jak ciężko to osiągnąć. Krzysztof Beśka sprostał moim wymaganiom, nawet napiszę, że przerósł moje oczekiwania. Nie czytałam poprzedniej powieści o przygodach Stanisława Berga, ale coś mi się wydaje, że szybko to nadrobię.

Stanisław Berg dostał nie lada zlecenie - najpierw miał odnaleźć zaginioną dziewczynę, później odkryć kto ją zamordował. W Łodzi zaczął grasować seryjny morderca, po jakimś czasie odkryto jego powiązania z Kubą Rozpruwaczem, policja i prywatni detektywi robili co mogli, by wykryć sprawcę lecz wszystkie ich zabiegi były próżne. Kobiety ginęły jedna po drugiej, Stanisław Berg starał się odkryć związek między nimi i w ten sposób dojść do mordercy, jednak nie jest to takie łatwe. Zwłaszcza, że przestępca wydaje się znać go i wiedzieć, jakie będą kolejne jego kroki. Czy detektyw poradzi sobie z tą sprawą? Czy przyjmie wyzwanie mordercy? I jakie w tym wszystkim znaczenie będzie miała rodzinna tajemnica?

Pozdrowienia z Londynu opisują nie tylko śledztwo, ale przybliżają nam również strajki robotników w łódzkich fabrykach, zarówno od strony protestujących, jak i właścicieli przedsiębiorstw. Możemy zapoznać się z działaniem carskiej policji oraz jej powiązaniach z prasą. Widzimy jak żyją polskie prostytutki, poznajemy ich problemy, obawy i sposób działania. Trudno opisywać rzeczy, których nie widziało się na oczy i nie przeżyło osobiście, dlatego jestem pod tak wielkim wrażeniem kunsztu Krzysztofa Beśki. Momentami miałam wrażenie, że wręcz jestem w dziewiętnastowiecznej Łodzi, że obok przejeżdża dorożka, ja idę spokojnie ulicą i podglądam bezczelnie mieszkańców miasta. 
Podobało mi się, że autor nie skupiał się tylko na morderstwach, ale wprowadził wiele wątków pobocznych, które w interesujący sposób łączyły się całość. Nie do końca spasowało mi zakończenie, trochę mnie zawiodło, ale nie ma to żadnego związku z jego przewidywalnością. Naprawdę ciężko samemu dojść do rozwiązania całej historii więc jakiekolwiek sugestie, że finał Pozdrowień z Londynu jest łatwy do rozgryzienia, byłyby kłamstwem. Mój zawód ma zupełnie inne podłoże, ot, miałam nadzieję na coś innego. Mimo to powieść bardzo mi się podobała, trzymała mnie w napięciu do ostatnich stron, wzbudzając na twarzy po kolei szok, uśmiech i zdziwienie. Uczucia były skrajne jednak myślę, że adekwatne do zamierzenia Krzysztofa Beśki. Żadna sytuacja opisana w książce nie wydaje się być przypadkowa, każdy akapit wygląda na przemyślany i znajdujący się dokładnie tam, gdzie miał być. Dawno nie czytałam tak dobrze skonstruowanej powieści.

Przeważnie, czytając powieści kryminalne, szybko odkrywam rozwiązanie zagadki i czytam jedynie, by potwierdzić swoje domysły. Tym razem tak nie było, autor wielokrotnie sprowadzał mnie na ziemię, gdy już, już, już prawie miałam odpowiedź przed oczami. Wredne, ale przecież o to chodziło. Powtórzę się - Tak, to było to, aż szkoda było kończyć powieść! Z tego co wiem Krzysztof Beśka jest w trakcie tworzenia trzeciego tomu serii, z niecierpliwością czekam na jej wydanie a póki co pędzę nadrabiać pierwszą część. Was też gorąco zachęcam bo warto.

0 komentarze:

Prześlij komentarz