Frank E. Peretti - Władcy ciemności

wtorek, 22 lipca 2014

Miałam duży problem z tą książką, długo zbierałam się do jej przeczytania i podobnie było z napisaniem recenzji. Początkowo miałam dużą ochotę na jej lekturę, zwłaszcza, że znajomy mówił mi o Franku Peretti w samych superlatywach, jednak dni mijały a ja się nie mogłam zebrać... Gdy już się zebrałam - cóż, nie zaiskrzyło. I do końca w sumie nie wiem dlaczego...

Nie toczymy bowiem walki przeciw krwi i ciału, lecz przeciw Zwierzchnościom, przeciw Władzom, przeciw władcom świata tych ciemności, przeciw pierwiastkom duchowym zła na wyżynach niebieskich.”

Akcja powieści rozgrywa się w małym, spokojnym, wręcz sennym miasteczku Ashton. Bohaterów możemy podzielić na dwie grupy - ludzi oraz anioły i demony. Nowy naczelny lokalnej gazety zauważa, że w miasteczku dzieją się dziwne rzeczy. Ludzie znikają w dziwnych okolicznościach, część jest "przeganiania" z miasta przez nagłe problemy z prawem bądź z bankiem, inni uciekają bez widocznej przyczyny. Do tego dochodzą do niego plotki o przejęciu uczelni w Ashton przez tajemniczego milionera. Jako dziennikarz z krwi i kości Marshall nie jest w stanie przejść obojętnie obok takiej sprawy i zaczyna się w nią zagłębiać. Pomaga mu w tym dziewczyna z redakcji, Bernice, która przy okazji chce odkryć prawdę o śmierci swojej siostry. Oboje chcą rozwikłać zagadkę pomimo gróźb rzucanych w ich kierunku. Hank jest nowym pastorem jednego z miejscowych kościołów. Został wybrany przypadkiem, nikt się tego nie spodziewał zwłaszcza, że większość najważniejszych członków kościoła miała innego kandydata. Nikt też nie domyślał się, że Hankowi pomogły anioły a on sam ma przed sobą duże zadanie do wykonania. W powieści jest szereg innych interesujących postaci, ale te są chyba najważniejsze i od pierwszych rozdziałów wyraźnie określane, jako wybrane przez zastęp z Nieba.

Oczy Hanka otworzyły się gwałtownie. Wydawało mu się, że ciągle widzi tę niknącą powoli twarz. Wtem poczuł się, jakby otrzymał niezwykle mocny cios w klatkę piersiową. Serce zaczęło walić i łomotać, jak gdyby chciało wyskoczyć z żeber. Czuł, że piżama i pościel kleją się do niego, mokre od potu. Leżał tak, próbując złapać oddech. Czekał, aż serce zwolni nieco, a paniczny strach go opuści. Nic się jednak nie zmieniało a i on nie mógł zrobić niczego, żeby pozbyć się tej wizji."

Anioły - Frank Peretti opisał je jako potężnych wojowników, zastęp walczący z demonami i pomagający ludziom. Bardzo wysocy, umięśnieni mężczyźni w zbrojach i z mieczami - której kobiecie by się nie spodobali? Z pewnością nie mają nic wspólnego ze standardowym wizerunkiem ludzkich stróżów. Same demony były bardzo obrazowo opisane, wręcz miałam je przed oczami podczas lektury i czułam ich smród. Nie wszyscy byli oczywiście jednakowi, różnili się od siebie a ich wygląd zależał w głównej mierze od pozycji, jaką zajmowali w Piekle. A może pozycja zależała od wyglądu? Świat aniołów i demonów splatał się ze światem ludzi, podobało mi się w jaki sposób autor łączył działania jednych i drugich, działali wspólnie choć oczywiście ludzie nie zdawali sobie z tego do końca sprawy.

Nikt się nie spodziewa co dokładnie dzieje się w mieście i jakie siły gromadzą się nad nim. W końcu - komu przyszłoby do głowy, że w tak małej mieścinie może rozegrać się największa od stuleci walka pomiędzy dobrem a złem? I że w tym wszystkim znaczącą rolę będą również odgrywali ludzie? Pytanie, oczywiście, jest jasne - kto zwycięży? Czy szatan przejmie kontrolę nad miastem? Czy jednak zastęp aniołów poradzi sobie z wrogami? Powieść trzyma czytelnika w nieustannym napięciu, Frank Peretti w mistrzowski wręcz sposób odkrywa w powieści kolejne części układanki.

Zło w tym pomieszczeniu było intensywne i przytłaczające, ciemność przypominała czarną ciecz, która wirowała od najmniejszego ruchu kończyny."

Przyznam, że nigdy wcześniej nie czytałam tego typu horrorów. Duchy, potwory, zombie, nawet kosmici - ok. Anioły, demony? Nie, niczego takiego sobie nie przypominam (uprzedzam - czytałam Biblię) a filmy o opętaniach się nie liczą. Na swój sposób było to ciekawe doświadczenie, trochę uśmiałam się z przepędzania demonów przez ludzi, wydało mi się to strasznie naiwne i... łatwe. Pod tym względem autor mógł się trochę bardziej postarać, choć może za dużo naoglądałam się filmowych egzorcyzmów? Może zwykła wiara i modlitwa jednak potrafi zdziałać cuda?

Jak już pisałam, całość jest bardzo dobrze napisana, postaci są tak wyraziście opisane, że niemal czułam się jak mieszkanka Ashton. Również siły dobra i zła wzbudziły moją aprobatę. Powiązania między poszczególnymi osobami w powieści, zazębiające się ze sobą wątki, odkrywana w czasie lektury intryga - to wszystko budzi we mnie podziw, niezbyt często można przeczytać tak dobrze napisany horror. W takim razie co mi nie pasowało? Zbytnia religijność i naiwność niektórych ludzi? To ciągłe nawoływanie do modlitwy i przekonanie, że hasło "W imię Pana, rozkazuję ci" rozwiąże wszelkie problemy? Nie wiem... Mimo, że książka jest świetna, mnie nie wciągnęła, coś nie zaiskrzyło... 

Czas mijał, dni mijały a ja na sam widok okładki Władcy ciemności kręciłam głową na nie. Nie, nie chciało mi się tego czytać, nie chciało mi się o tym pisać i, mimo to, wiedziałam, że muszę to zrobić, ale nie wiedziałam jak. Nie mam się za bardzo do czego przyczepić (no, może poza tandetną okładką, ale wiem, że jest druga, dużo lepsza wersja), co tu zatem zrobić? Napiszę chyba tak - z książkami jest jak z facetami, jeżeli coś nie zaiskrzy na początku to jest naprawdę marna szansa, że później będzie lepiej. Wszystko może być świetnie, mogę na siłę szukać minusów, jednak jeśli coś mnie odrzuca - to już raczej na amen. 
Amen.


Za książkę dziękuję portalowi  Sztukater:
 

0 komentarze:

Prześlij komentarz