Wbrew temu, co sądzą niektórzy moi znajomi, nie pochodzę ze Śląska, ale jednak jakiś sentyment do Ślązaków we mnie jest. Na twórczość Horsta Eckerta, tworzącego pod pseudonimem Janosch, już od jakiegoś czasu miałam chrapkę.Ku mojej radości, szczęśliwym trafem, nadarzyła się okazja, by sięgnąć po jedną z jego książek. Traf padł na tytuł Szczęśliwy, kto poznał Hrdlaka - ja go jeszcze nie poznałam, a już byłam szczęśliwa. Z ciekawością zabrałam się do lektury nie wiedząc do końca czego mogę się spodziewać.
Janosch opisuje w swojej książce życie mieszkańców pewnego małego miasteczka. Głównymi bohaterami była rodzina, która z pozoru wydawała się być szczęśliwa, ale po dokładniejszym przyjrzeniu się, mogliśmy dostrzec jej zakłamanie i zepsucie. Dziubową można określić jako wiejską businesswoman, posiadała własną kamienicę na wynajem, z której utrzymywała swoją rodzinę. Jej mąż był cichym i spokojnym człowiekiem, nie przeciwstawiał się w niczym żonie dochodząc do wniosku, że tak będzie lepiej. Momentami miałam wrażenie, że był przez nią trochę zaszczuty, jednak mimo wszystko umiał znaleźć radość w swoim życiu. Ich córka, Elza, wyszła bardzo młodo za mąż, miała zaledwie siedemnaście lat i sama do końca nie wiedziała czego chce od życia. Na dobrą sprawę dopiero przy ołtarzu uzmysłowiła sobie, że nie kochała swojego przyszłego męża i była zakochana w kimś innym. Wiedziała jednak, że było za późno na jakiekolwiek zmiany a jej oblubieniec ma kogoś innego... Małżeństwo Elza zaczęła zatem od przykrego rachunku sumienia i pierwszego upicia się. Przyznaję, że patrzyłam trochę zszokowana na moment, gdy dziewczyna czekała w kościele na pana młodego i zastanawiała się nad swoim życiem. Ręce mi opadły, gdy głównym argumentem za ślubem było "co ludzie powiedzą"... Wiem, że i teraz to się może zdarzyć, ale dla mnie to i tak ciężkie do zrozumienia - wchodzenie w związek małżeński, którego się nie chce, tylko dlatego, żeby sąsiadka nie miała o czym plotkować.
Mąż Elzy był skoncentrowanym na zarabianiu pieniędzy młodym mężczyzna. Za wszelką cenę starał się pokazać całemu miasteczku, że jest kimś - człowiekiem sukcesu, który potrafi zarobić i należy do elity. Pomału piął się w górę nie widząc, że poszanowanie miał jedynie u starych znajomych, biedaków, którym w życiu nie wyszło, a ludzie z "wyższych sfer" śmiali się z niego za plecami. W poczuciu władzy wychowywał swojego jedynego syna, nie widział jak źle to wpływa na małego chłopca i jak rówieśnicy traktują dziecko. Niestety wpływ ojca i brak większego zainteresowania matki sprawiły, że dalsze życie ich syna było równie nieszczęśliwe co dzieciństwo. Przerażające, jak bardzo rodzice mogą zniszczyć los swojego potomka. Przyglądałam się życiu dziecku i cieszyłam, że miał chociaż kilka radosnych chwil z Hrdlakiem, w końcu każdy potrzebuje odrobiny magii w życiu, zwłaszcza dziecko.
Mimo, iż cała historia skupia się przede wszystkim na Elzie i jej rodzinie, gdzieś w tym wszystkim przewijał się postać Hrdlaka. Wszyscy w miasteczku określali go jako nieszkodliwego wariata, mieszkał ze swoim psem w rozwalającym się budynku i zarabiał na siebie pomagając wszystkim w pracach domowych. Był lubiany przez wszystkich, jego postać wzbudzała powszechną ciekawość, gdyż tak naprawdę nikt nie wiedział kim był, skąd pochodził a i on sam niewiele o sobie mówił. Przez niektórych był uznawany za kogoś, kto widział więcej niż normalny człowiek, inni mieli go za małego, śmiesznego pijaczka - kto miał rację? Trudno powiedzieć... Czytając powieść Janoscha miałam przed oczami miasteczko, gdzie każdy interesuje się każdym, alkohol pije się w zastępstwie wody a życie płynie leniwie z roku na rok. Hrdlak idealnie się w to wszystko wkomponował, nieszkodliwy, uczynny chłopina i jego pies stanowił jeden z ważniejszych elementów krajobrazu. Nie mieszkałam w śląskim miasteczku, ale miałam na swoim osiedlu takiego nieszkodliwego wariata, Hrdlak trochę mi go przypominał.
Przyglądając się życiu Elzy, jej męża i syna miałam wrażenie, że oglądam czarną komedię. Były momenty, że śmiałam się w głos, jednak zdawałam sobie sprawę, że w życiu nie chciałabym być w takiej sytuacji. Życie Dziubowej i Elzy było pełne goryczy i smutku, właściwie koncentrowało się jedynie na przeżyciu kolejnego dnia a największą rozrywką były plotki z sąsiadką, sobotnia zabawa i wszechobecny alkohol. Nie chciałabym tak żyć... Żadna z nich tak do końca nie zaznała szczęścia i chyba nawet nie przypuszczały, że można inaczej żyć. Oczekiwać nie tylko czegoś innego od swojego męża, ale również inaczej wychować swoje dziecko. Obie przenosiły swoją gorycz na potomstwo nie widząc najwyraźniej sensu, by coś zmienić. Liczyła się tylko opinia innych mieszkańców miasteczka.
Czy Janosch opisał typowe śląskie miasteczko? Nie wiem, nigdy takiego nie widziałam i nie poznałam jego mieszkańców. Nie napiszę, że zauroczył mnie obraz przedstawiony przez autora, bo to byłoby wręcz śmieszne... Jednak przez kilka chwil niemal poczułam się jakbym tam mieszkała... I z westchnieniem ulgi wróciłam do własnego życia. Jeśli chcecie się przekonać jak to jest być Ślązakiem i żyć po śląsku sięgnijcie po Szczęśliwy, kto poznał Hrdlaka. Ja go poznałam, szczęśliwa raczej nie byłam, ale lekko wstrząśnięta - zresztą, przekonajcie się sami.
0 komentarze:
Prześlij komentarz